W polskim Sejmie wciąż nie ma koła poselskiego Kukiz'15. Dlaczego?
Paweł Kukiz: Nie odpuszczę i nie założę koła poselskiego, dopóki nie będę znał zdania wszystkich podmiotów tworzących Koalicję Polską lub PSL przyzna, że zmienia nazwę. Koalicja Polska miała być nowym otwarciem, a nie ciągłością Polskiego Stronnictwa Ludowego. Chciałbym wiedzieć, czy to była faktyczna koalicja, czy ściema będąca PSL-em pod nową nazwą.
Kiedy powstawała Koalicja Polska, wiele osób stosowało skrót myślowy, że Paweł Kukiz zapisał się do PSL. Być może z perspektywy ludowców tak to właśnie wyglądało?
Nigdzie się nie zapisywałem, bo po pierwsze, mam własną partię, a po drugie, liczyłem na nowe otwarcie. Chciałem stworzyć koalicję na wzór włoskiego Ruch Pięciu Gwiazd i mimo różnic światopoglądowych, w pewnych kwestiach takich jak np. zmiana ordynacji wyborczej, wzajemnie się wspomagać. Natomiast w innych sprawach, których nie dotyczyła umowa, każdy powinien mieć dowolność głosowań. Do Sejmu dostała się Koalicja Polska, która składała się z czterech niezależnych podmiotów. Chcę, żeby PSL się zadeklarował, czy nazwa naszej koalicji nie była tylko przykrywką, niemającą nic wspólnego ze stanem faktycznym.
W jednej z wypowiedzi stwierdził Pan, że "PSL chciał wszystko zawłaszczyć". Czy taką tendencję widział Pan już wcześniej, a może ujawniła się dopiero teraz?
To się zaczęło mniej więcej od kampanii prezydenckiej. Nie zamierzam teraz prać brudów, ale PSL nie wywiązał się z zobowiązań zawartych w sierpniu 2019 roku. Brałem taką opcję pod uwagę i nie było to dla mnie szokiem, ale ostatnie wydarzenia utwierdzają mnie w przekonaniu, że to jest partia niereformowalna w sensie starego myślenia o polityce.
Czy żałuje Pan wejścia w tę koalicję?
Nie, ponieważ w przeciwnym wypadku nie byłbym dzisiaj w Sejmie. Nie byłoby wówczas dyskusji o zmianie ordynacji wyborczej, referendach, sędziach pokoju i innych postulatach, które niosę. Gdybym zniknął z Sejmu, pies z kulawą nogą nie wspomniałby o zwiększeniu czynnika obywatelskiego w sprawowaniu władzy.
Wydaje się, że w dobie kryzysu w związku z COVID-19 Pańskie postulaty mocno straciły na popularności. Dziś antysystemowość kojarzy się z innymi tematami.
Mam nadzieję, że ten kryzys za chwilę się skończy. Postulaty, o których mówię, skutkowałyby natomiast przez dekady. To są kluczowe zasady regulujące relację państwo-obywatel. Każdy kraj demokratyczny w Europie oprócz Polski posiada przynajmniej jeden z dwóch filarów, tzn. indywidualne bierne prawo wyborcze dla każdego obywatela, a nie tylko dla partyjniaków lub referendum, którego wynik jest obligatoryjny dla władzy. Niektóre kraje jak np. Francja, mają i jedno i drugie. W Polsce nie ma żadnego. Ludzie łączą się w partie prawicowe lub lewicowe, w zależności od światopoglądu, ale inny charakter ma partia polityczna, która konstruuje się na bazie ludzi wskazanych przez obywateli, a inny oligarchia z wodzem na czele.
W podobny sposób wypowiada się Agnieszka Ścigaj, a jednak nie będzie wraz z Panem tworzyć nowego koła poselskiego. Dlaczego?
Absolutnie nie mam żadnej pretensji do Agnieszki Ścigaj. Ma różne powody, aby zostać posłem niezrzeszonym. Wiem, że zagłosuje za kluczowymi sprawami takimi jak JOW-y, referenda i inne postulaty z 2015 roku, nawet nie będę musiał ją o to prosić. Takich osób w polskim Sejmie jest zresztą więcej. Pokazuje to choćby głośna sprawa z posłem Kołakowskim, który podniósł ważną kwestię. Powiedział, że zawierał kontrakt przede wszystkim z wyborcami i przed nimi jest odpowiedzialny. To nie była żadna gra polityczna, tylko jego wewnętrzne przekonanie do JOW-ów. Dlatego nie poddał się woli partii, aby wyjść z twarzą przed obywatelami. To jest dla niego ważniejsze, niż kariera polityczna.
Poparł Pan stanowisko rządu w sprawie zawetowania unijnego budżetu. Jak ocenia Pan szanse powodzenia działań Polski i Węgier w tej kwestii?
Myślę, że te szanse są bardzo duże. Prezydencja Niemiec już się kończy, a na to miejsce wchodzą Portugalczycy. Ponadto, nawet dziennikarze, których trudno posądzać o sympatię do rządu jak np. pani Szymańska-Borginon twierdzą, że państwa europejskie zaczynają rozumieć stanowisko Polski. Nie oznacza to, że zgadzają się na łamanie praworządności. Po prostu zauważają niebezpieczeństwo rozwiązań forsowanych przez UE. Polega ono na odbieraniu poszczególnym krajom możliwości podejmowania decyzji we własnych sprawach.
Mam nadzieję, że postawa, którą pokazało Prawo i Sprawiedliwość i Kukiz'15, udowodni, że to właśnie te dwie opcje chcą silnej pozycji Polski w Europie. Nie powinna ona opierać się na dobrych relacjach salonowych z innymi politykami europejskimi, ale na liczeniu się z naszym potencjałem i skłonności do kompromisów. Niektórzy politycy lewicowi mówią, że Polska nie jest potrzebna UE, ale Unia jest potrzebna Polsce. To absurd. Gdybyśmy Bruksela nas nie potrzebowała, bylibyśmy w miejscu Białorusi. Jesteśmy potężnym rynkiem zbytu i, niestety, źródłem taniej siły roboczej dla państw zachodnich.
Czytaj też:
Ścigaj: Nie przypuszczałam, że koalicja z PSL tak szybko się zakończy