Tegoroczne Boże Narodzenie wygląda inaczej niż wcześniejsze. Ograniczenia dotyczą Mszy Świętych, choć niektórzy protestowali, że kościoły powinny być w ogóle zamknięte. Inni znów narzekają, że nie ma pełnych spotkań rodzinnych, są ograniczenia
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Wszelkie skrajności są złe. Trzeba oczywiście mocno przestrzegać tych obostrzeń sanitarnych, ponieważ zagrożenie naprawdę jest bardzo poważne. Natomiast nie można też iść w drugą stronę, żądając zamykania w ogóle wszystkiego. Nie. I myślę, że rozwiązania przyjęte przez Kościół, że w te najważniejsze święta księża mogą odprawić nie jedną, ale cztery Msze święte, jest sensowne. Zwiększenie liczby Mszy daje mniejsze zagęszczenie podczas ich trwania. Natomiast pamiętać należy, że są ludzie, którzy mimo to nie mają możliwości dostać się do świątyni. Są obłożnie chore.
Do nich księża na codzień mogą pójść z Komunią, ze spowiedzią, ale w przypadku epidemii nie brak ludzi, którzy święta spędzą tylko przy mszy radiowej.
Najlepszy jest oczywiście kontakt indywidualny z tymi osobami. Dotarcie do nich. Jeżeli nie ma takiej możliwości, to choć kontakt przez telefon. Natomiast oczywiście jest też łączność duchowa, msza za pośrednictwem środków przekazu. Problem nie dotyczy zresztą tylko ludzi chorych. W święta szczególnie mocno widać problem, jakim jest samotność wielu osób.
Ludzie ci mają teraz szczególnie ciężko.
Właśnie rzecz w tym, że nie jest to tylko kwestia pandemii. Ten czas może nam w jakimś stopniu uzmysłowić, że jest problem ludzi chorych, cierpiących, samotnych. Poznałem wielu ludzi, którzy w Wigilię nie mają nawet z kim podzielić się opłatkiem. To dotyczy bezdomnych, ale nie tylko ich. Znam wielu ludzi, którzy mają gdzie mieszkać, mają mieszkania, ale ich życie potoczyło się tak, że nie mają z kim spędzić świąt. Ta sytuacja zewnętrzna pokazuje nam, że nawet kiedy pandemia się skończy, zawsze będą wśród nas ludzie samotni, którzy potrzebują wsparcia, kontaktu. W Krakowie pan Jan Kościuszko, restaurator przez 24 lata organizował Wigilie dla osób bezdomnych i potrzebujących, w akcję angażowała się też Fundacja Brata Alberta. I przychodziły co roku tłumy ludzi. Nie tylko po to, by zjeść ciepły posiłek, ale by posłuchać kolęd, by poczuć się akceptowanymi w tej społeczności.
Jednak w tym roku to nie było możliwe.
Niestety nie było. W tym roku ograniczenia pandemiczne sprawiły, że Wigilii nie można było zorganizować. Zrobiliśmy za to coś innego. Pan Jan Kościuszko i Fundacja Brata Alberta przygotowali paczki, które w niedzielę przed świętami zostały rozwiezione do różnych potrzebujących. Trafiły i do noclegowni, i do hospicjów i placówek osób terminalnie chorych, i do ludzi samotnych, szeregu instytucji. Nieraz jest potrzeba chwili. I jak się tak dzieje, to idea powinna być przełożona na inną formę. Ja zawsze cenię osoby, które w ekstremalnych sytuacjach umieją działać. To nie może być tak, że jak coś się dzieje, to my załamujemy ręce. Nie. Jest tak, że gdy jest trudna sytuacja, należy dostosować się do warunków. Być może za rok uda się już zorganizować normalną, 25 jubileuszową Wigilię. Ale na razie trzeba było działać tak, jak wymusiła to sytuacja związana z wirusem.
Czytaj też:
Odnalazł się list ks. Isakowicza-Zaleskiego do kard. Dziwisza