Słodka pokusa przymusu i nahajki
  • Jan FiedorczukAutor:Jan Fiedorczuk

Słodka pokusa przymusu i nahajki

Dodano: 
fot. zdjęcie ilustracyjne
fot. zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Brian van der Brug / POOL
Witold Jurasz na łamach Onetu postuluje, aby wprowadzić przymus szczepień na SARS-CoV2. To bardzo niepokojący głos w obecnej debacie dot. pandemii. Wszelkiej maści kryzysy są dla każdej władzy wymarzonym pretekstem do powiększenia swych prerogatyw i uszczuplania wolności obywateli. W takich chwilach powinniśmy podejrzliwie patrzeć politykom na ręce, a nie bezwolnie oddawać im kontrolę nad naszym życiem.

Polska debata dot. szczepień przebiega między dwoma skrajnościami. Jedną tworzą koronasceptycy, którzy sam wymóg noszenia maseczek uważają za napad na ich wolność; to nieliczne, ale głośne środowiska, o których każdy słyszał. Sam opisywałem takie tendencje wśród polityków prawicy w tekście „Korwinowirus w Konfederacji”. Drugą skrajnością reprezentują osoby, które twierdzą, że władza musi wziąć za mordę to głupie społeczeństwo, bo inaczej przez tę – cytując Witolda Jurasza – „ciemnotę i zabobon” wszystko się rozleci, jak domek z kart.

W statolatrycznym uniesieniu Jurasz przekonuje, że „państwo jest świętością” i że nadszedł już najwyższy czas, by użyło ono siły względem swoich obywateli. „Czas, by szczepionki były obowiązkowe, a nieprzyjmujący ich karani” – podkreśla dziennikarz Onetu.

To bardzo niebezpieczne podejście. Po pierwsze – to poboczny, acz ważny, wątek – państwo nie jest świętością, tylko przestrzenią polityczno-prawną, w której egzystuje naród polski. Tak pojmowane państwo (a nie ojczyzna) powinno być traktowane czysto użytkowo. Powinno służyć dobru wspólnemu, a nie stanowić samowystarczalnego uświęconego Lewiatana.

Odłóżmy jednak ten wątek na bok i skupmy się na meritum, którym jest zachęta dla polityków do kolejnej, tym razem wyjątkowo daleko posuniętej, ingerencji w naszą prywatność. W ostatnich miesiącach obserwujemy bezprecedensowy rozrost państwowych prerogatyw. Prawdą jest, że i warunki z jakimi musi mierzyć się obecny rząd są bezprecedensowe na tle historii III RP, ale nie zmienia to ogólnego obrazu sytuacji.

Rzeczywistość bez żadnego trybu

Od miesięcy nasze państwo jest na pół zamrożone. Nie ma sensu wyliczać obostrzeń, z którymi musimy się mierzyć na co dzień – każdy z nas na własne oczy widzi, jak bardzo nasze swobody zostały ograniczone, jak nasze życie zostało postawione na głowie.

Ograniczenie naszej wolności nie sprowadza się jednak do noszenia maseczek czy obowiązku pozostania w domach. W obliczu pandemii koronawirusa cały system prawny został wywrócony do góry nogami, a państwo polskie działało, cytując klasyka, „bez żadnego trybu”. Funkcjonowanie naszego państwa poza ramami prawnymi objęło z jednej strony tak przyziemne kwestie jak sprawa mandatów za brak maseczki, czy niedawne obostrzenia dotyczące sylwestra (gdzie politycy sami sobie przeczyli i absolutnie nikt już nie wiedział, jak wygląda sytuacja); z drugiej strony ten pozaprawny stan dotykał tak fundamentalnych spraw jak choćby wybór głowy państwa. Dzisiaj już mało kto o tym pamięta, ale tuż po zwycięstwie Andrzeja Duda radykalne skrzydło opozycji wprost kwestionowało legalność wyborów prezydenckich. Całe szczęście te głosy zostały wyciszone, gdyż podważanie prawa głowy państwa do sprawowania urzędu w obecnej sytuacji byłoby prawdziwą tragedią.

Sęk w tym, że wybory faktycznie były przeprowadzone w sposób, delikatnie mówiąc, niestandardowy i opozycja, gdyby poszła za wstępnymi antypaństwowymi nawoływaniami Adamowicz, Lisa czy Budki i uparcie nie uznawała zwycięstwa Dudy, mogłaby zapewne liczyć na pokaźne wsparcie zagranicy, która miałaby realny punkt zaczepienia. To wszystko było owocem tego, że w obliczu sytuacji ekstraordynaryjnej, trzymanie się sztywnych ram prawnych zostało odstawione do konta. Nikt już nie patrzył na kodeks wyborczy (również i sama opozycja, która na ostatniej prostej kampanii w ogóle tego tematu nie podejmowała) i wszyscy chcieli po prostu „odbębnić” te wybory. Jak najszybciej.

Swoistym obrazem-symbolem opisywanego tu stanu rzeczy, była pierwsza debata prezydencka, podczas której Władysław Kosiniak-Kamysz dopytywał Andrzeja Dudę, kiedy odbędą się wybory prezydenckie, a w tym samym czasie dwóch Jarosławów – Kaczyński i Gowin – zdecydowało o odwołaniu głosowania. Ot poza normami prawnymi dwóch szeregowych posłów spotkało się i uzgodniło, że żadnych wyborów nie będzie. To pokazuje jak nasze państwo wypadło ze swoich normalnych ustrojowych ram.

Przypominam te wydarzenia, by pokazać jak bardzo w obliczu pandemii zwiększyła się władza polityków, a jednocześnie jak mało znaczące stały się normy prawne i swobody obywatelskie.

Rosnący apetyt władzy

Cały czas żyjemy w „nowej normalności”, mając nadzieję, że już niedługo powróci „normalność normalna”. Teraz, gdy pojawiła się szczepionka, te nadzieje są bliskie urzeczywistnienia. I właśnie dlatego nie możemy poddać się euforii, tylko chłodnie ocenić całą sytuację.

Każda władza ma naturalną skłonność do poszerzania swych uprawnień. Lewica, prawica – afiliacje ideowe nie mają znaczenia. Czas kryzysu, gdy ludzie boją się o swe zdrowie i byt, wydaje się doskonałą okazją do zwiększenia zakresu swych prerogatyw, do przesuwania granic. Człowiek w strachu o wiele łatwiej zrezygnuje z wolności na rzecz bezpieczeństwa. Jest to zrozumiałe, ale właśnie dlatego obywatele i media powinny patrzeć władzy na ręce i oceniać, jak daleko się posuwa i czy podejmowane kroki faktycznie służą jeszcze zaprowadzeniu porządku, czy też mają już czysto koniunkturalny cel.

Tym bardziej, że gdy ludzi raz się zacznie kontrolować, to – bez względu jaka partia będzie sprawować władzę – ten stan rzeczy może okazać się trwały. Mówiąc wprost – Borys Budka po przejęciu władzy (czy ktokolwiek inny to będzie) może bardzo chętnie korzystać z wielu mechanizmów, jakie wypracowano w ostatnich miesiącach. Sam przymus szczepień będzie jedynie przesunięciem granicy, oswojeniem obywateli z faktem, że coraz mniej od nich zależy, że ich wolność i prawa są coraz bardziej iluzoryczne.

Szkodliwy przymus

I teraz Witold Jurasz proponuje, aby „państwo pokazało siłę” i wprowadziło przymus szczepień. Polacy faktycznie przejawiają pewien sceptycyzm w sprawie szczepionki na koronawirusa (acz nie są tutaj jakiś szczególnym wyjątkiem vide Francja). Wbrew jednak temu, co sugerują oświeceni ludzie na pewnym poziomie, Polacy nie obawiają się zaczipowania przez Billa Gatesa. Obawy naszych rodaków dotyczą całkiem konkretnych spraw, takich jak powikłania czy rzekomo krótki okres badań szczepionki. Wbrew pozorom ruchy antyszczepionkowe, całe szczęście, stanowią margines, który nie ma realnego wpływu na politykę.

Tak był przynajmniej było do rej pory. Butna postawa à la Jurasz może paradoksalnie odnieść efekty odwrotne od zamierzonych. Jeżeli Polacy zobaczą, że stara się ich zastraszyć, że wyzywa się ich od hołoty i ciemnoty, że liberalne aroganckie elitki pokrzykują na zwykłych Kowalskich i Nowaków, to nastroje antyszczepionkowe jedynie się wzmocnią.

To jest dokładnie ten sam błąd, który salon popełnia od 2015 roku, gdy zamiast spróbować dotrzeć do ludzi głosujących na PiS, z góry uznano, że Polska B jest Polską gorszą, że mieszkańcy Podlasia czy Podkarpacia są z zasady głupsi i nie warto się nimi przejmować. Tutaj jest ten sam mechanizm – ciemnota ma się zaszczepić, albo „święte państwo” da klapsa.

Takie podejście odniesie skutek odwrotny od zamierzonego. Polacy nie są ciemnym motłochem, nie trzeba ich zaganiać nahajką do punktów szczepień, wystarczy normalna dyskusja – przestawienie konkretnych argumentów, przeprowadzenie kampanii promocyjnej.

I właśnie dlatego sprawa zaszczepionych artystów wygląda tak fatalnie. Problemem nie jest to, że pani Janda czy kilkanaście innych osób zaszczepiło się poza kolejnością, tylko rezonans jaki to zdarzenie miało w społeczeństwie. Sam pomysł jednak, aby artyści zachęcali do szczepień nie był zły. Oczywiście zawsze pojawi się ktoś pokroju Jana Śpiewaka krzycząc o złych kułakach i misce ryżu, ale sęk w tym, że wtedy można by go obśmiać, podczas gdy obecnie nie sposób nie przyznać mu racji.

Niemniej z Polakami trzeba rozmawiać, a nie straszyć ich nahajką. Niby prosta prawda, ale najwyraźniej należy ją przypominać oświeconym postępowcom.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.

Czytaj też:
Bezlitosny wpis Winnickiego o Jandzie i celebrytach: Tacy ludzie prąc do szalupy na Titanicu...
Czytaj też:
Ziemkiewicz o aferze ze szczepionkami: Jedna rzecz jest naprawdę poważna

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także