"Zostałam rzucona na pożarcie". Zwolniona działaczka Lewicy pisze o nagonce

"Zostałam rzucona na pożarcie". Zwolniona działaczka Lewicy pisze o nagonce

Dodano: 
Flaga LGBT, zdjęcie ilustracyjne
Flaga LGBT, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Flickr / Tony Webster / CC BY-SA 2.0
Urszula Kuczyńska straciła stanowisko asystentki społecznej posła Macieja Koniecznego. Jak twierdzi, stała się ofiarą nagonki.

Falę krytyki środowiska szeroko pojętej lewicy, sprzyjającego LGBT, wywołały słowa lingwistki i działaczki Lewicy Urszuli Kuczyńskiej, na łamach "Wysokich Obcasów". Aktywistka mówiła tam o hejcie z jakim się spotkała za używanie słowa "kobieta", zamiast "osoba z macicą".

– Feminizm i równouprawnienie płci są naturalną lewicową postawą. Także w sensie językowym. Jednak coś zaczęło mnie uwierać. Tak samo koleżanki sinolożki, w bardzo różnym wieku, wszystkie lewicujące. „Ula, o co chodzi?” – pytały, obserwując awantury dotyczące „osób z macicami”. Źle im się to kojarzyło, bo jak się jest sinolożką, to widzi się na co dzień, jak propaganda tworzy językiem nową rzeczywistość, a język przestaje rzeczywistość opisywać – tłumaczyła Kuczyńska.

Oświadczenie Kuczyńskiej

Serwis tvp.info publikuje oświadczenie Urszuli Kuczyńskiej skierowane do członków partii Razem.

"Z pewnym zdziwieniem obserwuję ostatnie wydarzenia w partii i w lewicowym internecie. Wydarzenia zresztą wylały się poza lewicowy Internet i napisała o nich TVP, co z kolei stało się przyczynkiem do oskarżania mnie o współpracę z prawicą i porównywania mnie do Magdaleny Ogórek. W mojej ocenie nic lepiej nie oddaje zachwiania proporcji pomiędzy tym, czego według niektórych dopuściłam się ja, a nagonką, jaką rozpętało na mnie środowisko związane z seksbiznesem, wspomagane sojusznikami z anarchizujących kolektywów. Teraz zresztą to samo środowisko oskarża mnie o stosowanie wobec nich określeń, które nigdy z moich ust nie padły pod adresem żadnej osoby, w najgorszej kłótni w internecie czy na żywo" – stwierdza działaczka.

"Dziwny traf..."

Dalej czytamy: "Jest coś głęboko symptomatycznego w tym, że 8 marca we Francji anarchiści fizycznie napadli na kobiety protestujące przeciwko prostytucji, wyzywając je od TERF-ów; coś bardzo niepokojącego w tym, że partyjna afera o moje lajki na profilu koleżanki-sinolożki również ma w tle działaczki Sex Work Polska i pro-sutenerskie Stop Bzdurom; coś mocno mrocznego w tym, że Razem Wrocław w iście tradycyjnym, lewicowym duchu złożyło samokrytykę i ściągnęło z fanpejdża materiały, o których nagranie z moim udziałem samo zabiegało.

Dziwnym trafem dotyczyły właśnie zjawiska prostytucji jako strukturalnej formy wyzysku kobiet i jaskrawego przejawu seksizmu w patriarchalnym porządku świata. Prezentowany przeze mnie punkt widzenia w tym zakresie nie jest zresztą na lewicy niczym kontrowersyjnym. To nikt inny jak francuskie socjalistki doprowadziły do uchwalenia przez Paryż abolicji w stylu szwedzkim w 2016 r. i nikt inny jak socjaldemokratki wprowadzały ją wcześniej w Skandynawii.

Nie mam wątpliwości, że mój sprzeciw wobec przemianowywania »kobiet« na »osoby z macicami« jest tylko pretekstem do walki o coś zupełnie innego i wcale nie ze mną personalnie. Ale to ja personalnie zostałam rzucona na pożarcie za to, że miałam odwagę wstać i powiedzieć, że dalsze brnięcie w politykę tożsamości to ruch antypolityczny, uniemożliwiający polityczną walkę o interesy – a nie tożsamości – dużych i bardzo zróżnicowanych grup, w tym przede wszystkim kobiet.

Wiedziałam, że spotka mnie kara za to, że byłam tą, która odważyła się zabrać głos, gdy nadarzyła się taka okazja, ale nie sądziłam, że doprowadzi to do tego, że osoby, z którymi spędziłam godziny, dni i tygodnie, pracując nad wspólnymi sprawami, nagle zaczną podpisywać apele o wyrzucenie mnie z organizacji, która niesie pluralizm i różnorodność na swoich sztandarach. Nie przewidziałam, że będą tworzyć sążniste epistoły o tym, że »Kuczyńska« (bo już nie Ula, czy Ulka) swoimi lajkami na fejsbuku i ironicznym komentarzem o helikopterze dyskryminuje równie bardzo, co radni przyjmujący uchwały anty-LGBT autorstwa Ordo Iuris i wyrok Trybunału Konstytucyjnego".

Krytyka partii Razem

"Wierzyłam w rozsądek osób, które przychodząc do partii politycznej wiedzą, gdzie i w jakich realiach żyją. A żyją w kraju, gdzie kościół katolicki może i traci wiernych, ale nie rząd dusz i władzę polityczną; gdzie 52 proc. społeczeństwa właśnie odebrano prawo do autonomii cielesnej i równej opieki medycznej; gdzie tysiące ludzi straciły dach nad głową w wyniku działań zorganizowanej szajki deweloperskiej, a teraz tysiącami tracą życie, zdrowie i jakąkolwiek szansę na stabilizację w wyniku fatalnie zarządzanego kryzysu zdrowotnego, który pogłębia społeczne nierówności.

(...) Oczywiście, że dotyka mnie to osobiście. Ale jeszcze bardziej martwi mnie, że widzę w Razem dokładnie to, co dzieje się aktualnie w Hiszpanii. Tam właśnie chwieje się dużo większa i współrządząca krajem Podemos. Po tym, jak w przestrzeni publicznej zawisły na szubienicy kukły współczesnych czarownic, czyli TERF-ów, 1700 członkiń partii wystosowało gorący apel o to, aby z przerzucania się tym, komu w życiu gorzej i trudniej, przejść do racjonalnej debaty o społecznych implikacjach proponowanej i trzymanej przed aktywem partii w tajemnicy ustawy o prawach osób trans" – czytamy w oświadczeniu opublikowanym przez tvp.info.

Czytaj też:
Wpadka Millera. Poparł rezolucję PE, ale nie potrafi rozszyfrować skrótu LGBTIQ

Źródło: tvp.info
Czytaj także