Ks. Sikorski o Janie Lityńskim: Traktowałem go trochę jak duchowe dziecko

Ks. Sikorski o Janie Lityńskim: Traktowałem go trochę jak duchowe dziecko

Dodano: 
Ks. Jan Sikorski
Ks. Jan Sikorski Źródło:Wikimedia Commons / Fot: Maciej Kupidura
Smutne, ze nawet w obliczu śmierci, mogą dojść do głosu małostkowe uprzedzenia. W takich chwilach istotna jest wyłącznie modlitwa i godne pożegnanie zmarłego – mówi portalowi DoRzeczy.pl ks. Jan Sikorski, który odprawił mszę pogrzebową za polityka demokratycznej opozycji w PRL Jana Lityńskiego.

Podczas pogrzebu śp. Jana Lityńskiego wiele osób po raz pierwszy dowiedziało się o znajomości Księdza ze zmarłym działaczem opozycji. Jak wyglądały Wasze relacje?

Ks. Jan Sikorski: Poznaliśmy się w więzieniu na Białołęce, gdzie przychodziłem jako duszpasterz, a Janek przebywał tam wśród internowanych. Przyszedł do mnie, powiedział, że jest Żydem i nie jest katolikiem. Jednak podczas wspólnych mszy świętych poznał naukę Kościoła i chciał się ochrzcić. Powiedziałem, że oczywiście, jest możliwe udzielenie chrztu w więzieniu. Akurat dobrze się złożyło, że wśród internowanych był Krzysztof Śliwiński, późniejszy minister i dyplomata. Miał on także wykształcenie teologiczne, więc dałem im katechizm i powiedziałem, że powinni we dwóch studiować naukę Kościoła, a ja co tydzień w niedzielę przychodziłem, spotykałem się z nimi. W czasie tego przygotowania do chrztu zwróciła uwagę jedna rzecz.

Jaka?

Gdy już zbliżał się termin chrztu świętego, Janek ponownie zwrócił się do mnie. Powiedział, że jednak musi sobie pewne rzeczy przemyśleć. Zastanowić się. I chrzest troszkę przesunęliśmy, ale to zrobiło na mnie ogromne i pozytywne wrażenie – widać było, że to nie jest nawrócenie „na pokaz”, ale głęboko przemyślane intelektualnie i duchowo. W końcu miał miejsce chrzest. Dowiedziałem się też o tym, jakie znaczenie ma postać Jana Lityńśkiego w opozycji, że jest bardzo ważnym działaczem Komitetu Obrony Robotników. Tym bardziej mnie to ucieszyło.

Czy potem mieliście jeszcze kontakt?

Już jakiś czas po wyjściu z internowania Janek się ukrywał. I wtedy przyszedł do mnie ktoś z opozycji, z prośbą od Janka, który chciał się wyspowiadać i przyjąć wielkanocną komunię. Poszedłem, byłem prowadzony na spotkanie jakimiś opłotkami. I rzeczywiście spowiedź się odbyła, udzieliłem mu komunii świętej. To wydarzenie utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że to nawrócenie Janka było głęboko przemyślane i szczere. Warto podkreślić, że on zapraszając mnie do miejsca ukrycia mocno ryzykował. Przecież mogłem być śledzony, doprowadzić kogoś na jego trop.

To wszystko sprawia, że Janka traktowałem trochę jak takie duchowe dziecko. I było dla mnie oczywiste, że przewodniczyłem w jego pogrzebowej koncelebrze. Przy jej okazji jeszcze przed przemówieniami byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego i prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego powiedziałem parę słów o Janku, jego chrzcie. Nie wszystkim były te słowa może na rękę, ale taka była prawda.

Podczas mszy żałobnej doszło do smutnej sytuacji – nie wpuszczenia premiera, ale też zasłużonej działaczki opozycji, obrończyni praw człowieka Zofii Romaszewskiej. Jedni mówią o skandalu. Inni, że były obostrzenia sanitarne, że należy przestrzegać przepisów.

Była to smutna sytuacja. To trochę tak, jakby na mszę przyjechał niezapowiedziany biskup, a nie wpuszczono by go do kościoła.

No tak, ale tu były przepisy sanitarne, ograniczenie do 31 osób.

Jednak kierowca, który mnie przywiózł na mszę nie był na liście, a w środku świątyni się znalazł. To smutne, ze nawet w obliczu śmierci, mogą dojść do głosu małostkowe uprzedzenia. W takich chwilach istotna jest wyłącznie modlitwa i godne pożegnanie zmarłego.

Czytaj też:
Zofia Romaszewska niewpuszczona do kościoła. "Bez komentarza"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także