(O że)sz bardzo dzisiaj
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

(O że)sz bardzo dzisiaj

Dodano: 
Ryszard Petru, Grzegorz Schetyna, Władysław Kosiniak-Kamysz
Ryszard Petru, Grzegorz Schetyna, Władysław Kosiniak-Kamysz Źródło:PAP / Rafał Guz
Coraz bardziej wygląda to tak, jakby PiS za wszelką cenę starał się zmniejszyć swą popularność i w tym celu podawał opozycji totalnej różne piłki, takie że nic, tylko nogę przyłożyć i będzie gol – a opozycja totalna nawet z najlepszych podań potrafi trafić do własnej bramki.

Nie odnosicie Państwo takiego wrażenia? Archetypem będzie oczywiście jazda marszałka Von Nogay - Kuchcińskiego na sejmowych dziennikarzy, po tym, jak niecnie podpatrzyli oni posłankę Platformy bez pantofelka. Wydawało się, że swym histerycznym zachowaniem dał materiał do grillowania władzy przez długie miesiące. A PO z Nowoczesną zrobiły z tego ciamajdan i zgrillowały się same.

Mówiąc nawiasem, cała sprawa zamknęła się zupełnie niespodziewaną klamrą, gdy fotoreporter Super Expressu (ale chyba nie ten od bosej stopy na fotelu, temu marszałek Sejmu zakazał wstępu na dwa lata – choć może potem go marszałek Senatu ułaskawił?) cyknął przez ramię esemesy na smarciaku posłanki Schmidt. W końcu się wyjaśniło, przed czym starał się ich ochronić marszałek. A oni, zamiast go poprzeć, zrobili całą tę chryję – mają teraz.

Albo niepojęta słabość Antoniego Macierewicza do swego młodego asystenta i rzecznika prasowego. Kiedy minister umieścił go wbrew prawu w kilku różnych radach nadzorczych, obdarował orderem, a potem zaczął bronić jak niepodległości, wydawało się, że ta sprawa zaszkodzi PiS bardziej niż całe KOD z Wyborczą i TVN razem wzięte. Tym bardziej, że zaczęło się grzebanie wokół Misiewicza i wyciąganie, a to, że jeździ najlepszą w resorcie limuzyną i ma „kartę drogową A” – cokolwiek to znaczy, ale ważni generałowie mają tylko „B” – a to że baluje, a to że jego wizyty w różnych jednostkach przypominają peerelowskie „paniki”, z przysłowiowym oddawaniem przez trepów honorów krokiem marszowym, a to że generał Skrzypczak stracił posadę, bo skrytykował jego panoszenie się w resorcie. Nawet nieważne, czy to zarzuty uzasadnione – smród to smród, w zadartym podbródku Krzaklewskiego czy w fakcie, że akurat w chwili, gdy w Polsce doszło do powodzi bawił na wakacjach we Włoszech, też nie było nic szczególnie złego, a jednak go tym zniszczono.

Ale Misiewicz trafił w ręce fachowców z oko.press, którzy posłużyli się prymitywną fałszywką, a jakby tego jeszcze było mało, media „totalnej opozycji” bez cienia zażenowania łyknęły kontaminacje jakiegoś faceta od, z przeproszeniem, Stonogi, bredzącego, że Misiewicz namawiał go do seksu z Kaczyńskim. I teraz mogą już oskarżać rzecznika MON o co tylko chcą.
Albo, przykład drobny, ale charakterystyczny, histeria urządzona przez Nowoczesną po programie Macieja Pawlickiego. Pawlicki został odwołany? Nowoczesna na to – nam to nie wystarczy, żądamy dymisji prezesa Kurskiego. A dlaczego tylko dymisji, chce się zapytać, a nie publicznej chłosty albo wytarzania w smole i pierzu? I dlaczego tylko Kurskiego, a nie całej Rady Radiofonii i Mediów Narodowych na dokładkę?

Nie mogę się doczekać, jak opozycja totalna zdoła wykorzystać na własną szkodę tak ewidentne podłożenie się przez PiS, jak nieprzemyślany, mówiąc najdelikatniej, projekt ustawy rozszerzającej Warszawę aż po Górę Kalwarię i Zalew Zegrzyński. Już jest dobrze, bo projekt tych, którzy sami składali podobny, pobudził do kolejnej porcji idiotycznych wrzasków o totalitaryzmie, stalinizmie i tak dalej.

W każdej sprawie – przefajnowanie, egzaltacja, nieznośna histeria. Nawet jeśli padnie coś rozsądnego, to wykrzyczane w tak wariacki sposób, że ręce opadają.

To wszystko zakrawa na jakieś szaleństwo. Niestety, obustronne. Na jednej z odbytych niedawno prawicowych gali doszło, jak powtórzyły mi wróbelki, do takiej krótkiej rozprawy między ważnym politykiem z PiS, facetem z telewizji i wpływowym „prawicowym dziennikarzem”.

Facet z telewizji do polityka PiS: ja bym bardzo chciał, żeby Górski nam sprzedał „Ucho Prezesa”.
Ważny polityk PiS: Hm…
„Prawicowy dziennikarz”: Nigdy! Czy wyście tam w telewizji powariowali! Wpuszczać wroga na antenę, żeby nas atakował i szydził?!
Facet z telewizji: Zaraz aż wroga? Przecież nie możemy robić programu tylko dla pisowców…
„Prawicowy dziennikarz”: Jak to nie?! A dla kogo?! Wygraliśmy wybory i właśnie musimy ich wyciąć, uwolnić od nich Polskę raz na zawsze!

Pisałem już i powtórzę – pisowski hardkor żyje tym samym złudzeniem, którym żył hardkor peowski. Że pół Polski po prostu zniknie i wymrze jak dinozaury. To złudzenie, na razie uprawdopodobniane głupotą reprezentantów obozu III RP, w którym po żenującej Kopacz i gapowatym Komorowskim na czoło wysunęły się osobniki jeszcze o klasę albo kilka klas niższe, w typie Kijowskiego, Mazguły czy Kasprzaka. Ale, tak z ręką na sercu – ilu w PiS jest ludzi kumatych? A i ci co jeszcze przetrwali są przecież przeważnie marginalizowani i sekowani przez krzykaczy podobnych do „prawicowego dziennikarza” z przytoczonej rozmowy.

A co się może stać, jeśli – nie daj Boże, ale trzeba teoretycznie liczyć się z taką możliwością – prezes Kaczyński na przykład podupadnie na zdrowiu i nie będzie w stanie ręczni sterować swoją drużyną? „Dekompozycja Sanacji” po 1935 może się przy tym okazać drobnymi nieporozumieniami, a Rydz, Beck i nawet Felicjan Sławoj Składkowski w porównaniu z tymi, którzy się wyłonią z PiS, prawdziwymi tytanami intelektu i politycznych talentów!

Na wojnie wygrywa ten, kto popełni mniej błędów, głosi stara zasada. Ale konkurencja, kto bardziej sp… schrzani, chciałem napisać, jest naprawdę ostra. Tym ostrzejsza, że nikt z niczego nie wyciąga wniosków. Kiedyś to tamta strona, mówiąc umownie, uważała, że na prawicy nigdy nic sensownego się nie urodzi, zawsze będzie nieudaczna, śmieszna i „niewybieralna”. Właśnie dlatego tamta strona wygląda dziś tak, jak wygląda. Ale mecz trwa, i za pewien czas pisowcy, którzy przez ostatni rok nabrali pewności, że nie ma i nigdy nie będzie z kim przegrać, mogą się bardzo zdziwić.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także