Wniosek 50 posłów PiS podważający legalność wyboru prezes Sądu Najwyższego to dalszy ciąg wojny na kruczki prawne. Skoro „opozycja totalna”, z którą zdaje się sympatyzować większość prawniczego establishmentu, chce, by prezes SN podważyła legalność wyboru prezes Trybunału Konstytucyjnego – władza daje tej drugiej możliwość podważenia wyboru tej pierwszej. Oczywiście, w pewnym uproszczeniu – prezes Przyłębska nie będzie podejmować decyzji w sprawie prezes Gersdorf osobiście, zrobi to grupa sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Jednak to ona ten skład wyznaczyła i czystym przypadkiem z piątki sędziów, których do rozpatrzenia wniosku posłów PiS delegowała, czterech wybranych zostało przez Sejm bieżącej kadencji.
Prawnicza wojna
Nie będę się wdawał w prawne zawiłości argumentacji, na której opierają swój wniosek poseł Mularczyk i sygnatariusze apelu, ale taki tryb wyboru prezesa SN stosowany był nie tylko wobec sędzi Gersdorf, lecz także jej poprzedników i wcześniej nikomu – także PiS przez ostatnie półtora roku – proceduralny szczegół, czy akt wyboru prezesa nazwany jest „uchwałą”, czy „wyborami”, nie przeszkadzał. Rzecz wygląda więc na mocno naciąganą. Jednak przecież nie bardziej niż decyzje Andrzeja Rzeplińskiego, który „orzekając bezpośrednio na podstawie konstytucji”, pozwolił sobie bez jakiejkolwiek ku temu podstawy prawnej, po uważaniu, nie dopuszczać części sędziów do orzekania czy nawet wprost odrzucał – niewygodne dla toczonej przez niego walki – zapisy konstytucji, choćby te, które nakazywały Trybunałowi procedowanie spraw – w każdej sprawie, a więc także w ocenie ustawy regulującej procedowanie spraw – zgodnie z aktualną ustawą, bo TK związany jest „domniemaniem konstytucyjności”, tzn. każde prawo jest obowiązujące, zanim nie zapadnie wyrok orzekający jego nieważność. Oczywiste naginanie prawa przez prof. Rzeplińskiego – odpowiedzą na to jego zwolennicy – było jednak tylko odpowiedzią na naginanie go przez Sejm (który unieważnił wybór całej piątki sędziów TK nominowanych przez poprzedni Sejm, a nie tylko tych dwóch, których poprzedni Sejm wybrać nie miał prawa) oraz prezydenta (który od nowo wybranych przyjął ślubowanie w nocy, aby postawić TK przed faktem dokonanym). Na to oczywiście zwolennicy władzy mają argument, że to właśnie wybór „dodatkowych” sędziów przez PO i PSL był szwindlem obliczonym na postawienie przed faktem dokonanym zwycięzców ostatnich wyborów. Gdyby bowiem PiS zachował się standardowo i zgodnie z procedurami, to Trybunał prof. Rzeplińskiego zapewne orzekłby, że wyboru sędziów PO i PSL dokonano niezgodnie z konstytucją, ale też – na mocy wspomnianej zasady domniemania konstytucyjności, którą wtedy by zapewne prof. Rzepliński uznał za obowiązującą – orzekłby, że nie wolno tak wybierać na przyszłość.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.