• Krzysztof MasłońAutor:Krzysztof Masłoń

Mój Lwów

Dodano: 
Oryginalne przedwojenne lwy przy Pomniku Chwały na Cmentarzu Orląt Lwowskich we Lwowie.
Oryginalne przedwojenne lwy przy Pomniku Chwały na Cmentarzu Orląt Lwowskich we Lwowie. Źródło: PAP / Darek Delmanowicz
Mam niezbywalne prawo do tego miasta. Dopóty, dopóki jest ono w moim sercu. Tak samo jak rodzinna Warszawa, jak Kraków, Lublin i Białystok, a może i bardziej. Lwów tak jak Wilno jest bowiem miejscem utraconym, a takie kocha się najmocniej.

Adam Zagajewski najlepszy swój wiersz kończył słowami: „Lwów jest wszędzie”. To bardzo piękne, tyle że nieprawdziwe stwierdzenie. Lwów jest bowiem jeden, jak w znanej piosence „jedyny na świecie”. Innego nie ma. I nie będzie. W tym samym wierszu poeta pisał: Zawsze było za dużo Lwowa, nikt nie umiał zrozumieć wszystkich dzielnic, usłyszeć szeptu każdego kamienia, spalonego przez słońce, cerkiew w nocy milczała zupełnie inaczej niż katedra.

Mnie było go wciąż za mało i ten niedosyt będzie już towarzyszył mi zawsze. Ale którego Lwowa mi brakuje? Tego prawdziwego czy zbudowanego ze słów pisarzy i poetów? Na pewno Lwowa polskiego, a ten przecież jest już mitem tylko. To miasto dawno już nie jest „Polską obłąkane” – jak pisał Kornel Makuszyński – ale przecież życzę mu dziś tego samego co autor „Uśmiechu Lwowa”: „Bądź potężne, i wielkie i wspaniałe. I niech cię Bóg, otoczony tymi co za ciebie padli, rozrzewniony i wzruszony, da spokój wiekuisty, abyś mogło pracować i róść, jak dąb”.

Cały artykuł dostępny jest w 22/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także