Front nastrojów społecznych
  • Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Front nastrojów społecznych

Dodano: 
Flagi Polski i Ukrainy
Flagi Polski i Ukrainy Źródło:PAP / Tomasz Gzell
Wojna spowszedniała, tym bardziej że ograniczony jest jej zakres terytorialny, a trudności uderzające bezpośrednio w ludzi sprawiają, że wyborcy krajów Zachodu będą się koncentrować coraz bardziej na własnych problemach zamiast na nieszczęściu Ukraińców.

Wojna na Ukrainie nie toczy się w społecznej próżni. Szczególnie dobrze rozumie to Kijów, który od samego początku przypuścił ofensywę wizerunkową na Zachód. Rządy kierują się przecież nie tylko względami strategicznymi, lecz także oczekiwaniami opinii publicznej. O jej wsparcie walczą Ukraińcy, dla których od początku musiało być jasne, że z czasem zainteresowanie wojną będzie spadać, a rosnąć będzie irytacja problemami z niej wynikającymi. Które zresztą Rosja świadomie generuje właśnie po to, aby osiągnąć taki efekt. W Polsce debata o wojnie na Ukrainie została w ogromnej mierze podporządkowana partyjnym uwarunkowaniom. Jakakolwiek dyskusja jest maksymalnie utrudniona, jeśli zwolennicy jastrzębiego podejścia za każde odstępstwo od obowiązującej linii doczepiają dysydentom etykietkę „ruskich onuc” albo co najmniej funkcjonalnych zwolenników Putina (pisaliśmy o tym zjawisku wielokrotnie w „Do Rzeczy”). To sprawia, że trudno także o rzetelne badania opinii publicznej.

Badania jednak dostaliśmy, i to pokazujące przekrój sentymentów nie tylko w naszym kraju, lecz także w dużej części Europy. Sondaż przeprowadzono na zamówienie prestiżowego think tanku European Council on Foreign Relations w 10 państwach naszego kontynentu. Spoza UE sięgnięto po Wielką Brytanię, obok Polski być może najbardziej asertywne względem Rosji państwo, którego premier kusi nas projektem odrębnego przymierza z Waszyngtonem i Kijowem. Trudno powiedzieć, czy pomysł Borisa Johnsona ma być alternatywą wobec Unii, jej uzupełnieniem czy też może jest po prostu PR-owską zagrywką szefa brytyjskiego rządu, który cały czas musi się zmagać z buntem w szeregach własnej partii i chce w ten sposób „uciec do przodu”. Poza tym przepytano mieszkańców Francji, Rumunii, Niemiec, Włoch, Portugalii, Hiszpanii, Szwecji, Finlandii i właśnie Polski. Próba wyniosła nieco ponad 8 tys. osób. Dobór krajów w tym zestawieniu nie jest przypadkowy. Rumunia znalazła się w nim, ponieważ jest krajem wielkości podobnej jak Polska, z podobnym doświadczeniem przynależności do sowieckiej strefy wpływów, graniczącym z Ukrainą, a na dodatek z Mołdawią, a więc państwem realnie zagrożonym rosyjską agresją w kolejnym kroku.

Cały artykuł dostępny jest w 26/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także