Polska bez księży

Polska bez księży

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło:Pixabay / Domena Publiczna
Paweł Chmielewski || Zamknięte kościoły, niemożność uczestnictwa w Mszy Świętej, brak sakramentów – doświadczenia religijnego lockdownu z okresu restrykcji związanych z COVID-19 mogą wkrótce stać się polską codziennością. Powód: brak chętnych do seminariów.

W maju w kościołach archidiecezji warmińskiej odczytano list rektora olsztyńskiego seminarium, ks. Huberta Tryka. Poinformował, że w tym roku – po raz pierwszy od 72 lat – w seminarium nie będzie w ogóle święceń kapłańskich. Nie dotrwał do nich żaden z kandydatów. Olsztyn nie jest wyjątkiem – kleryków zaczyna brakować w całym kraju. W czerwcu zamknięte zostały seminaria w Świdnicy i Legnicy, bo chętnych było za mało (kandydaci z obu diecezji będą uczyć się we Wrocławiu). W 2004 r. w seminariach diecezjalnych i zakonnych w Polsce uczyło się 7465 alumnów. W roku 2008 – 5583. W roku 2019 – już tylko 2853. W 2021 r. na pierwszy rok seminariów przyjęto 438 kandydatów, co w skali rok do roku oznacza spadek o 20 proc. Do kilku seminariów nie przyjęto nikogo. Jeżeli nic się nie zmieni, to wkrótce lata bez święceń będą normą. Dlaczego tak się dzieje?

Ześwidczenie kultury

Rektor olsztyńskiego Hosianum w liście do diecezjan wskazał na przyczyny, które – w jego ocenie – odpowiadają za problem. Zdaniem ks. Huberta Tryka młodzi mężczyźni nie chcą dziś „odpowiadać na Boże wezwanie”, często nie będąc nawet w stanie go usłyszeć; ma im też „brakować odwagi”, by poświęcić swoje życie poprzez rezygnację z rodziny. W tym kontekście można według rektora mówić o „kryzysie powołanych”. Wyjaśnienia te zwracają niewątpliwie uwagę na istotne zagadnienie: zeświecczenie dominującej kultury. Dotyczy to nie tylko Polski, lecz także całej przestrzeni zachodniej, którą można już w pełni słusznie określać jako postchrześcijańską.

Podobnie do ks. Tryka przyczyny braku kandydatów do seminariów przedstawił mi ks. Martin Priller, rektor seminarium diecezjalnego w bawarskiej Ratyzbonie. Wskazał na zmiany społeczne, które nacechowane są w jego ocenie „indywidualizmem, relatywizmem, sekularyzmem i ogólnym spadkiem religijności, a przynajmniej spadkiem religijności związanej z Kościołem”. – W związku z tym zanika przekazywanie wiary w kontekście rodziny, brakuje oczywistości socjalizacji w strukturach kościelnych, zmniejsza się obecność i znaczenie Kościoła oraz jego pozycji w polityce i dyskusji społecznej – mówi ks. Martin Priller. – Wiara chrześcijańska nie jest już tak jak dawniej przejawem oczywistego konsensusu światopoglądowego, ale jest postrzegana jako jedna z wielu możliwości, tracąc na znaczeniu w obliczu zmieniających się poglądów i wartości. Z tych względów zawód księdza traci na znaczeniu i atrakcyjności – wskazuje. To, z czym Niemcy, Francuzi, Włosi czy Hiszpanie zmagają się od kilkudziesięciu lat, dzisiaj dotyka także Polski: mamy do czynienia z potężną kulturową rewolucją, która całkowicie przeobraziła podstawowe zasady funkcjonowania społeczeństwa.

Do tego dochodzi dramatyczny spadek dzietności. Trudno wymagać, by w jakimkolwiek kraju zachodnim do seminariów wstępowało tyle samo mężczyzn, co jeszcze w latach 70. czy 80., skoro rodzi się dzisiaj wyraźnie mniej dzieci. Kryzys ten jest szczególnie głęboki w przypadku Polski i innych krajów słowiańskich. Jeżeli polskie rodziny nadal będą budować się w oparciu o dotychczasowy model zakładający posiadanie jednego, dwojga lub – w rzadszych wypadkach – najwyżej trojga dzieci, to według szacunków ONZ w roku 2100 będzie nas zaledwie kilkanaście milionów.

Całość dostępna jest w 28/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także