Transseksualność na siłę
  • Jan PospieszalskiAutor:Jan Pospieszalski

Transseksualność na siłę

Dodano: 
Transseksualność na siłę, zdjęcie ilustracyjne
Transseksualność na siłę, zdjęcie ilustracyjne Źródło:FOT. ADOBE STOCK
Jeden zaburzony dzieciak potrafi wprowadzić destrukcję w całej klasie. Ministerstwo nie pomaga w zwalczaniu ideologii LGBT w szkołach, która niszczy dzieci, oferując im już nie tylko „kulturową zmianę płci”, lecz także amputacje piersi i terapie hormonalne. To zagłada dla całego społeczeństwa i Zachód zaczyna to rozumieć.

Wiedza dotycząca problemu transpłciowości po stronie konserwatywnej jest na poziomie memów z toaletami dla niebinarnych albo muskularnego pływaka Willa (vel Lia) Thomasa, który ze środy na czwartek odkrył, że jest kobietą, i rozbija na torze wodnym żeńską konkurencję. Dla większości decydentów, rządzących, w tym również poważnych akademików starszego pokolenia, postulaty społecznej konstrukcji płci są na tyle absurdalne, że wręcz niewiarygodne. Skutki implementacji strategii gender i LGBT są jednak już nie tylko zauważalne, lecz także mierzalne i groźne, zwłaszcza dla demografii. Szokujące statystyki na Zachodzie pokazują drastyczny wzrost identyfikacji LGBT+ w młodym pokoleniu, nawet do poziomu ponad 20 proc. Choć wydaje się, że problem na razie nie dotyczy Polski, to tych danych nie wolno lekceważyć.

Uczmy się na błędach innych

Dwa lata uwięzienia młodych ludzi przed komputerami pod pretekstem walki z pandemią sprawiły, że swoisty poślizg kulturowy (lub raczej antykulturowy), dzięki któremu zachodnie trendy rewolucji seksualnej docierały do nas z opóźnieniem, jest coraz mniejszy. Jednak nadal jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że Zachód może być dla nas polem doświadczalnym, z którego powinniśmy wyciągać wnioski.

Najpierw kilka obrazków z Polski. Początek roku szkolnego w jednym z warszawskich liceów. Dla większości uczniów to pierwsze spotkanie. Wychowawczyni poprosiła, by napisali na kartce imię i przyczepili je w widocznym miejscu na ubraniu. Okazało się, że jedna z dziewcząt przyczepiła sobie imię męskie. Gdy nauczycielka i część klasy zareagowały ze zdziwieniem, 14-latka oświadczyła, że ma opinię od psychologa nakazującą właśnie taką formę zwracania się do niej, a ponadto wystąpi (czy już wystąpiła – dziewczynka myliła się w zeznaniach) do sądu o prawną zmianę płci. Mimo początkowej konfuzji nauczyciele podporządkowali się jej żądaniom. Następnego dnia dwie inne dziewczynki, choć nie miały stosownych opinii psychologicznych, poszły jej śladem.

Obrazek drugi to dramat pewnej rodziny, w której 19-latka, mimo przeciwskazań onkologicznych, brnie w proces tranzycji, przyjmując hormony. Dziewczyna jest dziedzicznie obciążona rzadką chorobą nowotworową kości, która w połączeniu z testosteronem może doprowadzić do tragedii. W groźnej decyzji utwierdza ją zespół Centrum Terapii Synteza, ignorując przeciwskazania medyczne, gwałcąc i tak liberalne reguły wyznaczane przez Polskie Towarzystwo Seksuologiczne. Bez opinii innych lekarzy, bez wywiadu środowiskowego, lecz jedynie na podstawie deklaracji pacjentki zalecono dawki hormonów i zakwalifikowano ją do operacji chirurgicznej.

Trzeci przykład to polskie forum Estheticon, gdzie na pytanie użytkownika pojawiła się odpowiedź lekarza, że 16-latce z zaburzeniami tożsamości płci, za zgodą obojga rodziców, można amputować piersi. Znany jest także przypadek (również z Polski), gdzie już 13-latce za zgodą rodziców przeprowadzono mastektomię.

Eksperci

Z krakowskim Centrum Synteza współpracuje psycholog Marta Dora. W obszernym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” z 28 sierpnia, pt. „Dlaczego dzieci trans jest więcej?”, jako jedną z hipotez wymienia swoistą modę na bycie trans, która jest odpowiedzią na kryzys wieku dojrzewania. Kryzys szczególnie dokuczliwy dla tych osób, które (uwaga na sformułowanie) „urodziły się z przypisaną płcią żeńską”. Jest to „bunt dziewczynek przed posiadaniem ciała, które jest dziś tak mocno regulowane prawami reprodukcyjnymi. Broniąc się przed tą radykalizacją, odrzucają kobiecość i przyjmują męską identyfikację”. Dziennikarka nie pyta, dlaczego ten kryzys daje o sobie znać na Zachodzie, gdzie od lat żadnych ograniczeń „praw reprodukcyjnych” już nie ma. Ale kto by się szczegółami przejmował, gdy mamy do czynienia z „cierpieniem dzieci”.

Marta Dora z jednej strony przyznaje, że problem polega na tym, że nie ma listy cech, które ten nastolatek powinien spełnić, żeby pięciu różnych specjalistów, rozmawiając z nim, mogło powiedzieć: „Ta osoba się kwalifikuje”, a jednocześnie twierdzi, że sama aplikuje dzieciom hormony hamujące dojrzewanie i że można to robić już od 12. roku życia. W jednym miejscu zaznacza, że jest to proces całkowicie odwracalny, na innym wymienia efekty tej „terapii”: „Nastolatkom z przypisaną płcią żeńską przestają rosnąć piersi, zatrzymuje się miesiączka, inaczej rozkłada się tłuszcz. Przez to, że biodra się nie poszerzają, nie pojawia się charakterystyczne wcięcie w talii. U osób z przypisaną płcią męską zatrzymuje się rozwój jąder, mutacja, wzrost owłosienia, szczególnie na twarzy. Nie pojawia się jabłko Adama. Nie poszerzają się barki, przestają rosnąć stopy”.

Całość dostępna jest w 41/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także