„Myśli znad żelazka”, Joanna Bojańczyk, „DRz” nr 2/2023
Droga Pani Joanno, uprzejmie donoszę, że są jeszcze domy, w których regularnie się prasuje i oddaje pościel i obrusy do magla. [...] Doskonale pamiętam zabiegi mojej mamy w głębokim PRL, aby dom wyglądał wmiarę schludnie, abyśmy smacznie, choć skromnie jedli i porządnie, czysto wyglądali. Zapach sztywnej jak blacha wykrochmalonej pościeli i obrusów. Wtedy to był nasz standard, po prostu tak się prowadziło dom. Dziś sprzedawca chemii pyta mnie, gdy kupuję hurtowo trzy galony krochmalu po 5 litrów (!): „Po co to pani?”.
Pranie nieuprasowane w mojej obecnej dużej rodzinie przyrasta wręcz geometrycznie. Na nic się zdają kupowane w sieciówkach rozkładane deski do prasowania o szerokości 20 cm! Prasuję na kuchennym dużym stole, jestem wtedy w centrum uwagi wszystkich domowników (bo nie można nic przekąsić!). Od razu składam isegreguję dla każdego jego ubrania – są złożone jak trzeba i nawet po ciemku rano szybko można skompletować garderobę. To ułatwia codzienne wybieranie się do szkoły i pracy. Oczywiście pod warunkiem że dzieci zaniosą swoje poprasowane rzeczy na miejsce.