Andrzej Krzysztyniak II W stolicy Niemiec od dawna istnieją pomniki ku czci pomordowanych Żydów, Sinti i Romów, homoseksualistów czy osób niepełnosprawnych. Czy doczekamy się właściwej formy upamiętnienia cierpień Polaków?
Historia usiłowań upamiętnienia w Berlinie polskich ofiar niemieckiej agresji i okupacji toczy się intensywnie od 2017 r. Dyskusje, deklaracje i oświadczenia w tej sprawie osiągną niebawem taki stopień skomplikowania, że sam proces nieudanych, jak dotąd, zabiegów o budowę czegokolwiek zacznie budzić zainteresowanie badaczy, historyków, publicystów. Przypomnijmy, że koncepcja upamiętnienia pomnikiem polskich ofiar niemieckiego terroru 1939–1945 pierwszy raz nabrała charakteru poważnej, jak się wydawało, debaty publicznej w 2017 r. (wcześniej – w 2012 r. – dyskusję o budowie pomnika polskich ofiar wywołał Władysław Bartoszewski). Wówczas to z propozycją budowy monumentu wystąpił niemiecki architekt i urbanista Florian Mausbach.
Trzy lata trwała wymiana poglądów na ten temat. W październiku 2020 r. Bundestag (najwyższy organ konstytucyjny Republiki Federalnej Niemiec) podjął uchwałę, która zobowiązała rząd Republiki Federalnej do upamiętnienia Polaków. Nieco wcześniej szef niemieckiej dyplomacji przedstawił koncepcję pomnika.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.