Czarzasty – wujek dobra rada
„Mamy trudny czas, jest dużo emocji. Ktoś musi zachowywać rozsądek na końcu. Apeluję do liderów partii opozycyjnych: cofnijcie się krok, wylejcie sobie troszeczkę zimnej wody na głowy” – tak niedawno mówił w Radiu Zet współprzewodniczący Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty. Lider lewicy przybrał ton jedynego sprawiedliwego wołającego na puszczy. Czarzasty wyraźnie starał się wykonać gest pod adresem Tuska, który na spotkaniu w Żywcu także straszył PSL i Polskę 2050:„Jeśli oni w najbliższych dniach nie zrozumieją, że trzeba to robić natychmiast, to wyborcy zdecydują. Już za kilka miesięcy zobaczycie to w sondażach, na dwa–trzy miesiące przed wyborami, że ci, którzy chcą tylko wejść, tylko być – oni znikną. I będziemy mieli jedną listę”. Problem w tym, że takie czapkowanie Czarzastego przed Tuskiem nic w relacjach lewica – PO nie zmienia. Wielki Donald wyraźnie lekceważy lewicowców i, jak się zdaje, żywi jakąś osobistą abominację do osoby Czarzastego. Co pozostaje liderowi postępowców? Stałym lejtmotywem występów Czarzastego w mediach jest idea podpisania przed wyborami umowy, która będzie regulowała sposób, w jaki koalicja opozycji będzie rządzić. Hasła takie brzmią rozsądnie, ale nie uwzględniają jednego podstawowego czynnika – Donald Tusk nie ma ochoty ujawniać szczegółów swego programu po ewentualnym zdobyciu władzy. A zachęty Czarzastego, aby już teraz wszystko ustalić, są mu wyjątkowo nie na rękę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.