Jeszcze Państwowa Komisja Wyborcza nie skończyła liczyć głosów, a już niektórzy mdleli z zachwytu. „Jest nadzieja, że będzie lepiej” – tak zatytułował swe wystąpienie, rozesłane gdzie się da, Maciej Witucki, prezydent Konfederacji Lewiatan. No pewnie, że będzie lepiej. CBA i CBŚ nie będą już pukały do drzwi Wituckiego. I o to też były te wybory.
Przez Internety przetacza się fala beki z PiS-owców, którzy nagle odkryli w sobie miłość do Peezelu. Taki to urok rozmów prekoalicyjnych. Jako szczególne exemplum wymienia się Przemysława Czarnka, który ogłosił, że gdyby nie był PiS-owcem, to zapewne byłby ludowcem. Szyderców napominamy – to naprawdę drobiazg. Wszak w 2010 r., przed drugą turą wyborów prezydenckich, Jarosław Kaczyński mówił nawet o Edwardzie Gierku, że był „komunistycznym, ale jednak patriotą”.
Jeśli chodzi o nieoczekiwane zmiany w Sejmie, to musimy odnotować, że jedna jest bardzo ciekawa i w dodatku oznacza spełnienie jednej z obietnic PiS. Mamy bowiem pierwszy raz parlament III RP bez posła mniejszości niemieckiej. Zatem PiS, tak jak obiecywał, pogonił Niemca. Problem w tym, że był to tylko jeden Niemiec.
Tymczasem szefem klubu parlamentarnego PiS został Mariusz Błaszczak, zastępując Ryszarda Terleckiego. Co zostało przyjęte w aktywie z nadzieją, ponieważ w czasach Terleckiego na klubie bywało nudno i pustawo, a w powszechnym przekonaniu Błaszczak, w odróżnieniu, potrafi ogarniać.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.