Największa, strukturalna zmiana to znaczące osłabienie frakcji o. Rydzyka poprzez odwołanie ministrów Szyszki i Macierewicza. Najwyraźniej Jarosław Kaczyński uznał, że entuzjastyczne wsparcie ojca dyrektora nie jest mu już na tym etapie tak potrzebne jak dwa lata temu.
Błaszczak za Macierewicza. Antoni Macierewicz był w MON zainteresowany głównie umacnianiem własnej politycznej pozycji między innymi poprzez brylowanie na patriotycznych uroczystościach. W znacznie mniejszym stopniu interesowała go żmudna ministerialna robota. Jego konflikt z prezydentem był problemem dla obozu władzy i nie było szans na jego wygaszenie. Poprzez swoje decyzje personalne, sprzeczne z życzeniami głowy państwa, Macierewicz budował własną frakcję w wojsku. Jego odwołanie to dobry i od dawna potrzebny ruch.
Mariusz Błaszczak powinien być zdecydowanie lepszym ministrem obrony. Jako wierny człowiek Kaczyńskiego, nie będzie się zajmował politycznym gwiazdorstwem, bo jego celem nie jest budowanie czy konsolidacja własnego środowiska, ale po prostu pracą w resorcie. Wątpliwe, żeby jego propozycje personalne lub dotyczące systemu dowodzenia były tak bardzo w kontrze do życzeń Andrzeja Dudy jak w przypadku Macierewicza. Pracy w MON jest mnóstwo, a Mariusz Błaszczak to bardzo pracowity człowiek.
Brudziński za Błaszczaka. Spokojna kontynuacja. Dla PiS MSWiA jest oczkiem w głowie i muszą tam rządzić ludzie, cieszący się największym zaufaniem na Nowogrodzkiej. Wiadomo, że tak jak służb, w tym zwłaszcza policji, nie zreformował Mariusz Błaszczak, tak nie ruszy jej struktury Brudziński. Ale to nie wina tego polityka ani jego poprzednika w resorcie – taka jest w tym wypadku strategia PiS.
Czaputowicz za Waszczykowskiego. Jacek Czaputowicz to państwowiec z drugiej, nawet trzeciej linii. Fachowiec i urzędnik, nie polityk. W tym aspekcie jego słaba pozycja jako wykonawcy, a nie kreatora polityki zagranicznej będzie podobna jak pozycja poprzednika. Zmieni się na pewno forma – Czaputowicz to inny charakter, mniej emocjonalny, bardziej stonowany – ale niekoniecznie treść. Tak jak dotąd, polityka zagraniczna pozostanie podporządkowana w wielu kwestiach krajowym potrzebom. Warto przy tym zwrócić uwagę na czwartkowe wystąpienie prezydenta i obserwować, czy jednak – zgodnie z wieloma spekulacjami – ośrodek prezydencki nie dostał w tej sferze większej swobody. Współpraca na linii premier – szef MSZ – prezydent będzie się zapewne lepiej układać z Czaputowiczem na czele ministerstwa niż z jego poprzednikiem.
Kowalczyk za Szyszkę. Szyszko był dla rządu ogromnym wizerunkowym obciążeniem. Kowalczyk będzie z pewnością mniej barwny. Pozostaje obawa, czy – zgodnie z lewicową w wielu sprawach linią PiS – jako minister środowiska nie będzie zbyt uważnie słuchał środowisk ekooszołomów z fatalnymi skutkami dla wszystkich.
Emilewicz w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii. Solidna konserwatystka z Krakowa, od lat związana politycznie z Jarosławem Gowinem. Niestety, w Ministerstwie Rozwoju stała się twarzą skrajnie etatystycznego, pustego w środku projektu elektromobilności, całkowicie oderwanego od polskich realiów.
Nigdy nie brylowała w mediach, za to za kulisami próbowała blokować różne mniej rozsądne pomysły partii rządzącej oraz potrafiła dogadywać się z przedsiębiorcami. Wiele zależy od tego, jak zostanie zdefiniowana rola nowego ministerstwa. Jadwiga Emilewicz ma ogromną zaletę: umie słuchać i jest otwarta na argumenty. Zakładałbym, że przed nią dobra polityczna kariera. O ile obecne zadanie jej nie przerośnie. Ale nadzieja jest.
Szumowski za Radziwiłła. Radziwiłł był bodaj najgorszym ministrem tego rządu. Arogancja wobec postulatów środowiska, nieporadność, wątpliwe rozwiązania w rodzaju sieci szpitali, a do tego agresywny paternalizm, czyli promowanie kolejnych zakazów w imię, jak zwykle, naszego dobra (ciekawostka: zakaz sprzedaży tytoniu na odległość, dzieło właśnie min. Radziwiłła, próbowała swego czasu powstrzymać nowa minister przedsiębiorczości i technologii, Jadwiga Emilewicz). Służba zdrowia to pięta achillesowa rządu PiS i potencjalnie powód spadku notowań. Szumowski ma więc trudne zadanie.
Szkoda, że PiS nie zdecydował się na dotąd nie stosowane rozwiązanie i powierzenie resortu nielekarzowi.
Wygląda na to, że zmiany to jednak w dużej mierze skutek koncepcji samego premiera oraz, oczywiście, koalicyjnych zobowiązań. Jest to jednak bardziej autorski rząd jego szefa niż był autorskim rządem gabinet Beaty Szydło – na co przecież musiał się zgodzić Jarosław Kaczyński. To pokazuje poziom jego zaufania do Mateusza Morawieckiego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.