Karol Gac: Nie ma pan wrażenia powrotu do przeszłości? Telewizja Republika, obok TV Trwam, będzie ponownie jedyną, jeśli chodzi o stację telewizyjną, odtrutką na lewicowo-liberalną wizję świata.
Tomasz Sakiewicz: Jeśli przyjmiemy zasadę, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, to tym razem wjechaliśmy do koryta z bagnem. To, co się dzieje, to cofnięcie nas nie do 2015 r., ale do 1989 r. Wiele działań, które podejmuję, przypomina mi te z czasów, gdy w podziemiu wydawałem nielegalne gazetki. Znowu czuję się nielegalny i nieustannie zastanawiam się, gdzie mogą nas uderzyć, nie przejmując się prawem. Mam wrażenie, że weszli w spiralę działań, z której nie mogą już wyjść. Liczba naruszeń prawa i niegodziwości, które popełnili w ciągu ostatnich tygodni, jest zbyt duża, by mogli oddać władzę, więc będzie to tylko eskalować.
Cofnijmy się na chwilę do dwóch kadencji Zjednoczonej Prawicy. Czy to, co się dzieje, musiało nastąpić? Wielu komentatorów przestrzegało, że PiS popełnia błąd, stawiając wyłącznie na media publiczne, zamiast równolegle budować media konserwatywne.
To prawda. Co oznaczało stawianie na media publiczne, a nie na media prywatne? Czynienie nam bardzo silnej konkurencji. Robiono to świadomie, przy pomocy naszych dziennikarzy i pomysłów. Byli co prawda tacy, którzy przeszli do TVP za moją zgodą, ponieważ uważałem, że powinni się tam znaleźć. To np. Michał Rachoń, którego potencjał był tak duży, że wręcz trzeba było, aby wszedł na poziom zasięgu TVP. Tyle tylko, że inaczej by było, gdyby to wszystko odbywało się w porozumieniu i równocześnie próbowano nam dawać szansę na tym rynku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.