"Mogą się przeliczyć". Tusk ucina marzenia swoich ministrów

"Mogą się przeliczyć". Tusk ucina marzenia swoich ministrów

Dodano: 
Donald Tusk i Borys Budka
Donald Tusk i Borys Budka Źródło:PAP / Leszek Szymański
Premier Donald Tusk nie zgodzi się na start w wyborach do Parlamentu Europejskiego większości chętnych do startu ministrów ze swojego rządu.

Szef rządu nie chce, aby ministrowie próbowali swoich sił w eurowyborach. Jak donosi Onet, wśród chętnych do startu w wyborach do PE wymienia się m.in. Borysa Budkę i Bartłomieja Sienkiewicza. O miejsce na liście ma się starać także senator Tomasz Grodzki, który ma być brany pod uwagę jako potencjalny kandydat Polski na unijnego komisarza ds. zdrowia

– Ludzie raczej boją się teraz pytać Donalda o europarlament. Wiedzą, że reaguje teraz na ten wątek wręcz alergicznie – mówi informator portalu.

Sam Tusk niedawno zabrał głos w tym temacie. – Jeśli ktoś z rządu będzie chciał wyjechać do Parlamentu Europejskiego, to przede wszystkim musi wygrać wybory. Żeby wygrać wybory w roli ministra, to trzeba mieć bardzo poważne osiągnięcia. Zobaczymy, która z pań i panów ministrów mają na tyle dobre samopoczucie, że otrzymają szansę w wyborach europejskich – stwierdził. Lider PO chce skupić się na wyborach samorządowych.

Rozmówcy z KO twierdzą, że lista chętnych ministrów jest długa, co ma się nie podobać Donaldowi Tuskowi. – Absolutnie nie będzie szeroko otwartych drzwi w tym zakresie. Za mało czasu minęło od wyborów. Priorytetem powinna być praca tutaj, a dopiero potem myślenie o Brukseli. Jeśli ktokolwiek dostanie zielone światło, będą to pojedyncze przypadki – mówi polityk z otoczenia premiera.

Wkrótce wybory do PE

Wybory do Parlamentu Europejskiego w Polsce odbędą 9 czerwca 2024. Wybranych zostanie 53 posłów. Zgodnie z prawem UE, we wszystkich państwach członkowskich musi być stosowany proporcjonalny system wyborczy, który polega na podziale mandatów odpowiednio do liczby głosów zebranych przez poszczególne partie. W Polsce, wybory do Parlamentu Europejskiego są bezpośrednie i proporcjonalne, co oznacza, że kandydat, który z danej listy wyborczej otrzyma największą liczbę głosów, ma pierwszeństwo w ostatecznym podziale mandatów.

Czytaj też:
Kuźmiuk: Najważniejsze obietnice Tuska leżą w gruzach

Czytaj też:
Szydło: Spanikowany Tusk rzuca insynuacjami

Czytaj także