Diagnozę postawili ci, którzy się nie dostali, a byli pewni, że wejdą. Otóż łażą teraz i opowiadają, że wszystko jest winą tych, którzy się dostali. „Grali tylko na siebie, a nie na listę” – to jeden z najczęstszych argumentów. Zastanawiamy się, jak wyglądałyby wybory (jakiekolwiek), gdyby kandydaci chodzili i powtarzali: „Nie głosujcie na mnie”.
Jednym z cennych wniosków jest konieczność ewolucyjnej zmiany pokoleniowej – skomentował wyniki Jacek Sasin. Postanowiliśmy więc sprawdzić i okazało się, że zmiana już jest, i to rewolucyjna. Otóż niemal wszyscy wybrani teraz europosłowie PiS to albo debiutanci w Brukseli, albo pierwszoroczni (tzn. po jednej kadencji, bo wybrani w 2019 r.). Jedynie troje ma doświadczenie dłuższe niż jedna kadencja: Jadwiga Wiśniewska, Kosma Złotowski i Adam Bielan.
Długo i dużo rozmawialiśmy na temat wyniku PiS z posłami tej partii różnych szczebli. Najbardziej rozbawiło nas powtarzające się zdanie: „Musimy wyciągnąć wnioski z kształtu list i wskazania jedynek”. Doprawdy, liczba mnoga jest tu nie na miejscu. Wnioski musi wyciągnąć ten, kto je układał, ale nie było to dzieło wspólne. Tak, wiecie, kogo mamy na myśli.
Na niektórych padł blady strach. Na przykład na pracujących nad nowym projektem telewizji PiS, tzn. tym węgiersko-portugalskim. Klęska eurowyborcza Jacka Kury Kurskiego oznacza bowiem, że zamiast konsumować kawior w Brukseli, będzie się włóczył po nadwiślańskich bulwarach, nie mając co robić. A to oznacza, że może zostać oddelegowany na front telewizyjny.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.