Czy czeka nas konflikt etniczny?

Czy czeka nas konflikt etniczny?

Dodano: 
Flagi Polski i Ukrainy, zdjęcie ilustracyjne
Flagi Polski i Ukrainy, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Radek Pietruszka
Marcin Skalski || Polacy nie będą mieli swojego państwa na wyłączność, a być może już go nie mają. Konsekwencje tego są dopiero przed nami

Początek wojny rosyjsko-ukraińskiej 24 lutego 2022 r. zaprowadził zmiany zakrojone na szeroką skalę nie tylko u naszych wojujących ze sobą sąsiadów, lecz także w naszym kraju. Do tej pory z politowaniem patrzyliśmy chociażby na zachodnioeuropejską i amerykańską poprawność polityczną, tymczasem również w Polsce doszło do podobnego zjawiska, przy czym nad Wisłą głównym tematem tabu stał się akurat bilans zysków i strat płynących z pomocy świadczonej Ukraińcom. Nieformalny zakaz dotyczył także wątpliwości odnośnie do przyszłej polsko-ukraińskiej koegzystencji w jednym państwie. Tymczasem proces "ukrainizacji" Rzeczypospolitej już zaszedł, niemniej nie przybrał on jeszcze finalnej postaci. Rzeczone zjawisko trwa, a jego końca nie widać.

"Ukrainizację" Polski najlepiej zdefiniować jako nasycanie struktury etnicznej Polski komponentem ukraińskim na taką skalę i w taki sposób, które uniemożliwiają asymilację ukraińskiego elementu napływowego do polskości. Efektem tego procesu będzie trwałe zwiększenie udziału Ukraińców wśród ludności zamieszkującej Polskę oraz reprodukowanie ukraińskiej tożsamości narodowej w kolejnych pokoleniach imigrantów wraz ze wszystkimi tego konsekwencjami.

NOWY BANDERA?

Z badań z roku 2016, opublikowanych pt. "Ukraińcy o historii, kulturze i stosunkach polsko-ukraińskich. Raport z badania ilościowego i jakościowego" (Narodowe Centrum Kultury/Instytut Studiów Politycznych PAN, 2017) wynika, że dla Ukraińców Polska jest krajem, w stosunkach z którym wzajemna historia odgrywa istotną rolę. Z 10 uwzględnionych w badaniu państw nasz kraj zajmuje pod tym względem drugie miejsce, ustępując jedynie Rosji (dla 33 proc. Rosja jest bardzo ważna, 37 proc. ważna, dla Polski odpowiednio 23 proc. i 44 proc.).

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także