Jego ohyda ma polegać, według Pana, między innymi na tym, że są w tym tekście „epitety”. Być może umknęło Panu, że jest to tekst publicystyczny, nie zaś czysto informacyjny. Cechą tekstu publicystycznego jest między innymi to, że autor ma dużą dowolność sposobu potraktowania tematu. Może na przykład wybrać formę groteski, jeśli uzna, że tylko w ten sposób odda sprawiedliwość tematowi, którym się zajmuje. Tak jest w przypadku PFN.
Przede wszystkim muszę Panu jednak podziękować. Pańska irytacja wywołana faktem, że publicysta ośmiela się mieć krytyczną opinię o instytucji, którą Pan z jakiegoś niepojętego powodu otacza opieką – i że w ogóle ośmiela się krytykować władzę – jest dla mnie wielkim zaszczytem i nagrodą. Podobnie moje teksty były traktowane przez polityków Platformy Obywatelskiej za czasów, gdy to ona rządziła w Polsce. Podobnie jak Pan, i oni nie byli w stanie znieść krytyki. Jako publicysta uznałbym za swoją sromotną porażkę, gdyby ludzie władzy zaczęli mnie wychwalać. W moim przekonaniu zadaniem każdego publicysty, który traktuje swoją pracę poważnie, jest być dla władzy – każdej władzy – zadrą, a nie nadwornym poetą czy kronikarzem wiekopomnych dokonań. Rozumiem też świetnie, że dla wielu polityków może to być trudne do zniesienie i najzwyczajniej ich denerwuje.
Mimo to nie jestem w stanie zrozumieć, co sprawia, że kwestię PFN – krytykowanej nawet przez twardych zwolenników PiS – traktuje Pan tak osobiście. O osobistym traktowaniu tej sprawy wnioskuję z bardzo emocjonalnego tonu Pańskiej reakcji na mój tekst. Być może – tak to sobie tłumaczę – zdaje Pan sobie świetnie sprawę z tego, że PFN w obecnej postaci całkowicie się skompromitowała, ale z jakiegoś powodu – na przykład polecenia z najważniejszych kręgów partii – nie może Pan podjąć decyzji o zmianie zarządu fundacji. Po ludzku bym to zrozumiał: fatalnie musi się czuć człowiek, który widzi, że każe mu się firmować przedsięwzięcie przegrane, a „dokonania” takiej instytucji idą na jego konto. Mogę się oczywiście mylić i być może Pan naprawdę uważa, że PFN robi wspaniałą robotę, a wszystkie ataki to zemsta złych ludzi, którzy przyszli do Macieja Świrskiego po pieniądze, ale Świrski im odmówił.
Przy okazji proponowałbym, żeby wyjaśnił Pan z zarządem PFN, jaka jest właściwie rola fundacji. W rozmowie z Robertem Mazurkiem stwierdził Pan bowiem, że nie zajmuje się ona pisaniem tweetów, podczas gdy to jedna z głównych gałęzi jej działalności. Powiedział Pan również, że PFN ma zajmować się działalnością lobbystyczną, podczas gdy w polecanej przez Pana samego rozmowie dla tygodnika „Sieci” Maciej Świrski jasno stwierdza: „W naszym statucie, którym musimy się kierować w swojej działalności, nie ma słowa o roli agencji PR czy firmy lobbystycznej”. Więc jak to jest? Ustalcie Panowie wiążącą wersję.
Tak jak napisałem w swoim tekście – sam pomysł powołania instytucji na kształt PFN uważam za słuszny i bardzo mnie martwi, że pomysł ten może zostać wylany z kąpielą – czyli może polec wraz z wizerunkową klęską fundacji w obecnej postaci i pod obecnym zarządem. Jeśli skutkiem również mojej skromnej krytyki będą daleko idące zmiany w PFN, wprowadzenie tam nowej, młodszej ekipy z nowymi, świeżymi pomysłami, mniej kuriozalnymi niż rejs stulecia (z Kusznierewiczem czy bez Kusznierewicza), to będę mógł mieć tylko satysfakcję. Czego sobie, Panu i Polsce przede wszystkim życzę.
Z wyrazami szacunku,
Łukasz Warzecha
Odpowiedź wicepremiera Glińskiego
Poniżej zamieszczamy odpowiedź Wicepremier Gliński na list redaktora Warzechy:
Szanowny Panie Redaktorze,
tak, użyłem dzisiaj odnośnie Pana tekstu mocnych słów, może za mocnych. Jeżeli poczuł się Pan dotknięty – przepraszam. Swojej opinii nie zmieniam: Pana tekst jest niesprawiedliwy i, przynajmniej częściowo, nierzetelny – stąd mocne słowa.
Pan oczywiście ma prawo do „dużej dowolności sposobu potraktowania tematu” i – oczywiście, jak każdy obywatel, a zwłaszcza dziennikarz – do krytyki władzy (porównanie z PO uważam za, tym razem może uzasadniony, ale jednak epitet). Ja mam z kolei prawo uważać Pana epitety, obraźliwe określenia i nieuzasadnione psychologizmy za tendencyjne i przede wszystkim nierzetelne, gdyż nie poparte faktami. I o to głównie chodzi.
W tekście przeze mnie krytykowanym nie podał Pan bowiem (i nie odniósł się Pan do mojego tweeta na ten temat) kluczowej informacji dotyczącej powodów rezygnacji ze współpracy z panem Mateuszem Kusznierewiczem, czyli informacji o zajęciu komorniczym, które uzasadnia w oczywisty sposób dalsze decyzje (Pan zaś relatywizuje sprawę pisząc, że „szykuje się zabawa” wokół wzajemnych oskarżeń).
Pisze Pan także o „francuskim jachcie”. A jaki ma być – enerdowski? Takie, Panie Redaktorze, nie startują w regatach oceanicznych Formuły 1. W Polsce również tych wyczynowych jachtów na Sydney-Hobart jeszcze nie produkujemy. Ponadto nie jest to „nieszczęsny rejs dookoła świata”, a promocja Polski wśród miliardowej widowni sześciu najważniejszych na świecie regat pełnooceanicznych. Jeśli Pan o tym nie wie, to niech Pan nie ocenia projektu żeglarskiego, bo nie ma Pan do tego kompetencji.
Przyznaję natomiast, że Pana uwagi dotyczące mechanizmów podejmowania decyzji w sprawach publicznych są interesujące. Podobnie jak dygresja o „zemście złych ludzi przychodzących po pieniądze”. Jeśli Pan gdzieś ich spotka, to niech Pan im przekaże, że – póki to będzie ode mnie zależało – to w tej kwestii nic się nie zmieni.
Wierząc, że wymiana naszych listów przyczyni się zarówno do podniesienia poziomu naszej publicystyki, jak i działań Polskiej Fundacji Narodowej, pozdrawiam Pana serdecznie.
Piotr Gliński
„Szczególnie ohydny” tekst o Polskiej Fundacji Narodowej znajdą Państwo w najnowszym numerze tygodnika „Do Rzeczy”.
Czytaj też:
Wizerunkowy gang Olsena
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.