Przypomnijmy, że w 2016 roku "Gazeta Wyborcza" postanowiła przeprowadzić na Marszu Niepodległości dziennikarską prowokację. Jej reporter, Jacek Hugo-Bader ucharakteryzował się i poszedł na Marsz jako...czarnoskóry, aby przekonać się, czy jego uczestnicy rzeczywiście są wrogo nastawieni. Efekt? – Przede mną przeszło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którym towarzyszyło zdziwienie: „Matko, czarnuch przyszedł”. Nawet jak tego nie wypowiadali, czułem to. To był jeden z najmniej przyjemnych dni w moim życiu – relacjonował później.
Ostatecznie reporter stwierdził, że kilka razy został zaatakowany słownie, a także, że raz doszło do ataku bezpośredniego, ale uchronili go od niego dwaj mężczyźni, prawdopodobnie funkcjonariusze policji "w cywilu". „Chwilę potem do Murzyna podchodzi biały mężczyzna ze znakiem Polski Walczącej na biało-czerwonej opasce i przeprasza. – U nas nie wszyscy tacy – tłumaczy” – wspominał.
Czytaj też:
Nieudana prowokacja "GW". "Nawet jak tego nie wypowiadali, czułem to"
Hugo-Bader wrócił do tamtych wydarzeń w rozmowie z Onetem. – Dostałem i od prawaków i lewaków po pysku. Nikt mnie nie wziął w obronę. Jedni mówili, że malowanie się na czarno to rasizm. Chciałem zobaczyć, jak się można czuć i to fatalne uczucie, bo co parę kroków dostajesz agresję słowną – żali się reporter. – Czy ja, k…, z getta uciekłem żeby mieć jaja, że pojechałem do miasta? – mówi Hugo-Bader.