Jeszcze przed chrztem bojowym z nowo utworzonej 155. Brygady Zmechanizowanej "Anna Kijowska" zdezerterowało 1,7 tys. żołnierzy. Zaraz po bitwie dowódca stracił stanowisko, a jeden z oficerów odpowiedzialnych za sformowanie oddziału zmarł na zawał serca. Te sensacyjne informacje w sylwestra opublikował znany ukraiński dziennikarz śledczy Jurij Butusow. Brygada powstała w zeszłym roku, miała składać się z 4,5 tys. żołnierzy. Częściowo sformowana i wyszkolona została we Francji. Już na etapie jej formowania za granicą jej szeregi miało opuścić 50 osób. Była działaczka partii Sługa Narodu, znana z kontrowersyjnych wypowiedzi parlamentarzystka Mariana Bezuhła, nazwała oddział "brygadą zombie". "Lepiej już opuszczę jednostkę. Jeśli mnie złapią, to drzwi więzienia prędzej czy później się otworzą, a wieko trumny – już nigdy" – tak swoje i swoich kolegów postępowanie tłumaczył w anonimowej rozmowie z ukraińską redakcją Radia Swoboda jeden z dezerterów z brygady "Anna Kijowska".
Były żołnierz twierdzi, że szkolenie wojskowe w brygadzie było traktowane po macoszemu i absolutnie niewystarczające. Nawet ci, którzy przechodzili je we Francji (w tym rozmówca Radia Swoboda), niewiele mogli się nauczyć. Przyszły dezerter, mimo braku odpowiedniego przeszkolenia, został mianowany dowódcą plutonu. "Powinniśmy znaleźć jakieś podejście do ludzi. Zapewnić im odpowiednie szkolenie. Wychodzi na to, że wszyscy milczą, przychodzi jakiś rozkaz z góry, który trzeba wykonać. Choć jakkolwiek, ale trzeba wykonać […]. A ludzie są niewyszkoleni" – przekonuje rozmówca Radia Swoboda.
Tylko w listopadzie 2024 r. wszczęto 19 tys. nowych spraw karnych dotyczących dezercji lub samowolnego opuszczenia jednostki wojskowej. Dla porównania: w październiku takich spraw było "jedynie" 9487, a w styczniu 2024 r. – 3448. Ogółem od momentu inwazji rosyjskiej do 1 grudnia 2024 r. odnotowano 114 280 wypadków ucieczki z wojska. Do dezercji dochodzi nawet poza granicami kraju. Jak pod koniec ubiegłego roku informował "Financial Times", co miesiąc 12 ukraińskich żołnierzy ucieka podczas ćwiczeń na terenie Polski. To przecież doskonała okazja dla tych, którzy nie chcą ginąć na froncie – nie muszą płacić łapówek swoim pogranicznikom ani ryzykować życia podczas przeprawy przez rzekę Cisę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.