Nieświadomego rodzica można dziś poznać po tym, że jego malec, który czasem jeszcze nie mówi, trzyma w dłoni smartfona i gapi się w niego, podróżując w wózeczku. To oczywiście ułatwia opiekę – dziecko zajmuje się samo sobą. Jednak nie wpływa dobrze na rozwój.
To z tego powodu Skandynawowie wykonują właśnie ogromny zwrot w systemie edukacji. Najpierw, zachłyśnięci technologią, pakowali ją do szkół bez opamiętania, schodząc z używaniem tabletów aż do przedszkoli. Od Polaków różnią się tym, że starają się naukowymi badaniami sprawdzać efekty swoich systemowych decyzji. I odkryli, że nowe technologie w szkołach wcale nie pomagają, a wręcz szkodzą. Na podstawie takich dowodów natychmiast zaproponowali odejście od wykorzystywania w procesie edukacyjnym tabletów czy smartfonów. Nauczyciel musi tam udowodnić, że telefony będą mu potrzebne w procesie kształcenia (może to być przecież powtórka wiadomości przy pomocy quizu na smartfonach), i dopiero wówczas ma prawo z nich skorzystać w klasie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.