Ciekawe, czy ktoś jeszcze tę sprawę pamięta. Do Sejmu przyszła, względnie została tam przez kogoś przyprowadzona, sędziwa Wanda Traczyk-Stawska, uczestniczka powstania warszawskiego, i zażądała, by ją wpuścić, bo chce przedstawić rządzącemu PiS głos oburzonego społeczeństwa. Oczywiście nie można żadnej osoby, nawet najbardziej czcigodnej, tak po prostu do budynku Sejmu wpuścić. Najuprzejmiej poproszono kombatantkę, żeby dała strażnikowi swój dowód osobisty i usiadła, czekając na wypisanie przepustki. "Zupełnym przypadkiem" na miejscu była ekipa TVN24, która natychmiast zaczęła transmisję, utrzymaną w tonie histerycznego oburzenia: PiS trzyma "powstankę warszawską" w przedsionku Sejmu, do tego stopnia "izoluje się od społeczeństwa", tak bardzo boi się słów prawdy czcigodnej, wiekowej "bohaterki", że w nieludzki sposób uniemożliwia jej wejście do parlamentu – patrzcie, jak musi siedzieć w poczekalni ta, którą PiS powinien na rękach nosić za jej zasługi!
Te zdjęcia "okrutnie potraktowanej powstanki" (jej polityczne zaangażowanie nie było wtedy jeszcze znane szerszej widowni) stanowiły jeden z wielu elementów prowadzonej wtedy przez opozycję kampanii "władza PiS izoluje się od społeczeństwa" czy, w wersji hard, "boi się społeczeństwa", w której oczywiste w każdym kraju sposoby zapewniania elementarnego bezpieczeństwa instytucjom rządowym – barierki, strażnicy, biura przepustek, osobista ochrona członków rządu – przedstawiane były jako coś horrendalnego i haniebnego. Dziś widać, że robiono to z premedytacją, by osłabić ochronę budynków publicznych przed planowanym szturmem i okupowaniem ich podczas demonstracji zwoływanych przez "prodemokratyczne" fundacje, realizujące plan Bartosza Kramka "wyłączania państwa PiS".
To tylko jeden z setek kamyczków, codziennych kłamstewek układanych od lat przez TVN24 w mozaikę imitującą rzeczywistość. Można by ich wyliczaniem wypełnić gruby tom. Pamiętają państwo np., jak reporter tej stacji nasypał na szuflę węgla i próbował go podpalić palnikiem? Węgiel, oczywiście, mimo długotrwałego utrzymywania na nim płomienia, zapalić się nie chciał. Kto chce, niech sprawdza – nie mógł się zapalić, choćby był najlepszej jakości, byłoby to z punktu widzenia fizyki cudem. Nawet większego kawałka drewna nie dałoby się zapalić w taki sposób, bez, mówiąc potocznie, "cugu", czyli przepływu powietrza. Dlatego właśnie do spalania węgla potrzebny jest piec, nie można zrobić z niego ogniska. Ale wielokrotnie powtarzany od rana zapis "eksperymentu", na uwieńczenie dnia podsumowanego gromkim i chóralnym śmiechem w "Szkle kontaktowym", zapewne przekonał widzów, w większości przecież wielkomiejskich, że "idioci z PiS nakupowali węgla, który się nie pali!".
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.