Masowy szturm na granice Unii Europejskiej zapowiadany był już od dawna. Pierwsi, kilkadziesiąt lat temu, robili to pisarze, na czele z Jeanem Raspailem, którego wydany w 1973 r. „Obóz świętych” został podobnie jak inne dzieła tego „niepoprawnego” twórcy zbyty milczeniem. Z czasem wizja Europy zalanej przez Afrykanów, Arabów i uciekinierów z Bałkanów oraz krajów postsowieckich stała się standardem literatury fantastycznej, tak samo lekceważonym jak inne jej przestrogi.
Kilkanaście lat po Raspailu przed niekontrolowanym napływem przybyszów zaczęły przestrzegać instytuty naukowe i niezależne think tanki. Ich prognozy i symulacje liczbowe zostały albo zignorowane, albo utopione w europejskiej nowomowie.
Wreszcie w ostatnich latach łodzie pełne uchodźców stały się problemem zupełnie już realnym, szczególnie po „arabskiej wiośnie”, którą czy to z naiwnej wiary w potrzebę szerzenia praw człowieka, czy dla krótkowzrocznych interesów ekonomicznych (oskarżały o to zwłaszcza Włochy, których przedsiębiorstwa po upadku Muammara Kaddafiego straciły kontrakty, głównie na rzecz firm francuskich) Europa mocno wsparła. Już kilka lat temu doszło między wspomnianymi dwoma krajami do poważnych sporów o imigrantów z Libii, których Francja nie chciała do siebie wpuszczać, przywracając na granicy z Włochami kontrole. (…)