Kijów-Warszawa: „Czeka nas nowy konflikt”
  • Maciej PieczyńskiAutor:Maciej Pieczyński

Kijów-Warszawa: „Czeka nas nowy konflikt”

Dodano: 
Obywatele Ukrainy podczas uroczystości ku pamięci ofiar akcji odwetowej przeprowadzonej w 1944 przez oddziały AK w miejscowości Sahryń na Lubelszczyźnie
Obywatele Ukrainy podczas uroczystości ku pamięci ofiar akcji odwetowej przeprowadzonej w 1944 przez oddziały AK w miejscowości Sahryń na Lubelszczyźnie Źródło: PAP / Wojciech Pacewicz
JAK NAS PISZĄ NA WSCHODZIE | Polacy nie chcą dyskusji z Ukraińcami na temat historii – żali się Jurij Panczenko na łamach portalu „Europejska Prawda”.

Nie milkną echa tegorocznych obchodów „krwawej niedzieli” o konkurencyjnej uroczystości z udziałem ukraińskiego prezydenta. Choć dokonana na ukraińskiej ludności cywilnej zbrodnia w Sahryniu miała miejsce w marcu, Petro Poroszenko postanowił uczcić ją w lipcu, by tym samym stworzyć fałszywe wrażenie symetrii win pomiędzy Polakami a Ukraińcami. Wojewoda lubelski zgłosił do prokuratury kontrowersyjną wypowiedź Grzegorza Kuprianowicza. Ten działacz mniejszości ukraińskiej w Polsce stwierdził w obecności Poroszenki m.in., że ofiary Sahrynia zginęły tylko dlatego, że mówiły w innym języku i wyznawały inną wiarę niż większość. Zbrodnię, którą nawet wyważony prof. Grzegorz Motyka nazywa akcją odwetowo-uprzedzającą, Kuprianowicz określa mianem „zbrodni przeciwko ludzkości”. „Na rozwój tej sprawy w znacznej mierze wpływa polityka” – twierdzi Jurij Panczenko na łamach „Europejskiej Prawdy”. – „Jesienią w Polsce zostaną przeprowadzone wybory samorządowe. W graniczących z Ukrainą województwach południowo-wschodnich temat historycznych przewin z pewnością będzie jednym z kluczowych instrumentów mobilizacji zwolenników obecnej władzy”. Panczenko, jak zwykle, w dyskursie na temat Wołynia doszukuje się przede wszystkim zwykłej politycznej gry. Jego zdaniem polskie władze najchętniej obniżyłyby poziom emocji w sporze z Ukrainą. Świadczyć mają o tym dość spokojne obchody rocznicy „krwawej niedzieli”. „Jednak konflikt zaszedł za daleko. Ogon macha psem. Dlatego niedyplomatyczne zachowanie wojewody lubelskiego (połączone z atakiem na prezydenta sąsiedniego państwa) zostało skrytykowane tylko przed jednego z parlamentarzystów opozycji” – pisze Panczenko. Oczywiście, zachowania Poroszenki, który zakpił z pamięci o Wołyniu, przyjeżdżając do Sahrynia, zamiast celebrować rocznicę ukraińskiej zbrodni wspólnie z polskim prezydentem, publicysta już nie nazywa „niedyplomatycznym”. Owszem, Panczenko zauważa, że w Polsce negatywnie odebrano przyjazd prezydenta Ukrainy. Nie podziela jednak polskiego oburzenia. Po pierwsze dlatego, że polscy historycy nie negują faktu zbrodni w Sahryniu. Po drugie dlatego, że przecież na przyjazd Poroszenki Warszawa się zgodziła. Czyli – Polacy sami są sobie winni.

Według Panczenki polskie władze nie mogły skrytykować wojewody lubelskiego, ponieważ same do niedawna rozdmuchiwały konflikt o historię. „Dżin nienawiści uleciał z butelki zbyt daleko, żeby można go było na powrót schować” – pisze publicysta. Jego zdaniem sprawa Kuprianowicza może ucichnąć po wyborach samorządowych, gdy temat Wołynia nie będzie już tak nośny. „Nie można jednak przesadnie liczyć na taki scenariusz. Na działania wojewody lubelskiego już zareagowała strona ukraińska, przysłała oficjalną notę do polskiego MSZ. I jeśli przeciwko Kuprianowiczowi zostanie wszczęte śledztwo, konflikt wyjdzie na zupełnie inny poziom, który będzie już wymagał stałego zaangażowania (władz) Ukrainy” – uważa Panczenko. – „Nie chodzi tylko o osobisty los historyka pochodzenia ukraińskiego (chociaż już sam ten fakt wymaga naszej reakcji). Jeśli zostanie zrealizowany najczarniejszy scenariusz tej sprawy, zostanie stworzony skrajnie negatywny precedens, który ostatecznie uniemożliwi dyskusje pomiędzy Polską a Ukrainą na tematy historyczne. Bo to nie dyskusja, tylko ultimatum, kiedy do wyboru są dwa warianty: uznanie polskiego punktu widzenia albo kara”. O tyle można się zgodzić, że ukaranie historyka (działacza mniejszości, ale jednak historyka) mogłoby rzeczywiście zamknąć otwartą dyskusję pomiędzy badaczami. Warto dyskutować na argumenty, nawet jeśli argumenty strony ukraińskiej bywają absurdalne i ahistoryczne.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także