"W sumie to mamy już wariant rumuński". Na jaw wychodzą nowe fakty

"W sumie to mamy już wariant rumuński". Na jaw wychodzą nowe fakty

Dodano: 
Wybory w Polsce, zdjęcie ilustracyjne
Wybory w Polsce, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Darek Delmanowicz
Światło dzienne ujrzały nowe fakty ws. próby ingerencji w wybory. "W sumie to mamy już wariant rumuński" – uważa Łukasz Warzecha, publicysta "Do Rzeczy".

Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa (NASK) poinformowała w środę o możliwej próbie ingerencji w kampanię wyborczą. Chodzi o reklamy polityczne na Facebooku, które mogą być finansowane z zagranicy.

Według NASK zaangażowane w kampanię konta reklamowe w ciągu ostatnich siedmiu dni wydały na materiały polityczne więcej niż jakikolwiek komitet wyborczy. "Działania miały pozornie wspierać jednego z kandydatów i dyskredytować innych, a kampanie reklamowe dotyczyły szczególnie Rafała Trzaskowskiego, Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena" – czytamy.

NASK alarmuje o możliwej próbie ingerencji w wybory. Nowe informacje

Jak ustaliła Wirtualna Polska, za publikowanymi w internecie reklamami politycznymi promującymi Trzaskowskiego i atakującymi jego konkurentów stoi pracownik i wolontariusze fundacji Akcja Demokracja. Jej prezesem jest Jakub Kocjan – "człowiek, który jeszcze kilka tygodni temu był asystentem posłanki Koalicji Obywatelskiej, a w 2020 r. otrzymał nagrodę od prezydenta Warszawy" – podaje WP.

Sprawę skomentował publicysta "Do Rzeczy" Łukasz Warzecha. Jego zdaniem "w sumie to mamy już wariant rumuński".

"W Rumunii ludzie mieli uwierzyć, że reklamy promujące Georgescu opłacali Rosjanie. Okazało się, że opłacała je Partia Narodowo-Liberalna z rodziny Europejskiej Partii Ludowej. W Polsce ludzie mieli wierzyć, że reklamy promujące pana Trzaskowskiego także opłacali Rosjanie, żeby mu zaszkodzić (tak, taka była linia). Okazało się, że finansowo za reklamami stoi spółka kierowana przez dwóch lewicowych byłych polityków z Węgier, a realizowała je fundacja ściśle powiązana z PO" – napisał Warzecha na portalu X.

twitter

O co chodzi z "wariantem rumuńskim"?

Najkrócej mówiąc, "wariant rumuński" miałby polegać na tym, że gdyby Rafał Trzaskowski przegrał wybory prezydenckie, to zostałyby one unieważnione w podobny sposób, jak stało się to w Rumunii z wyborami, których pierwszą turę wygrał Calin Georgescu, prawicowy polityk uważany za prorosyjskiego.

Według stanowiska władz rumuńskich kampania Georgescu była wspierana przez Rosję, co mogło wpłynąć na wynik wyborów. Chociaż nie przedstawiono jednoznacznych dowodów na bezpośrednie powiązania Georgescu z rosyjskimi próbami wpływania na rezultat głosowania, to jednak te podejrzenia przyczyniły się do decyzji o unieważnieniu wyborów przez sąd konstytucyjny i wykluczenia Georgescu z udziału w nowych wyborach z powodu rzekomych nadużyć w kampanii.

Czytaj też:
Nowe informacje ws. ingerencji w wybory. Reaguje Kaczyński

Opracował: Damian Cygan
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także