O Stanisławie Sojce inny świetny muzyk, Wojciech Karolak, mówił, że "jest nieprzewidywalny. Pisząc swoje w założeniu proste piosenki, potrafi w pewnym momencie zahaczyć o tak dziwną nutkę, że chciałoby się spytać: A ty, skąd ty się wzięłaś, kochanie?".
"Aż po maturę pławiłem się w starej muzyce – opowiadał Sojka – np. Wacław z Szamotuł, Mikołaj Gomółka, Orlando di Lasso, Giovanni Pierluigi de Palestrina, Jan Sebastian Bach, Georg F. Händel i wszyscy goście z epoki barokowej, ja przy baroku zostałem. Gdy chodziłem do Liceum Muzycznego w Katowicach, to prawie wyłącznie grałem barokowych kompozytorów. Kochałem się w tej muzyce bardzo, aż do chwili, kiedy od Marka Walarowskiego, wówczas już studenta Akademii Muzycznej w Katowicach na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej, dostałem kasetę z przegraną płytą. »Kind of Blue«. Milesa Davisa. Miałem szesnaście lat. To był dla mnie szok. Wcześniej nigdy nie słyszałem muzyki jazzowej".
Podobne wstrząsy przeżywali i jazzmani, także za sprawą nieco innej muzyki. Marian Pawlik, basista legendarnych Dżambli (tych od Andrzeja Zauchy), zapamiętał, jak do krakowskiego klubu Helikon wszedł "roztrzęsiony Tomek Stańko, pod pachą ma płytę, mówi: »Słuchajcie… stary, wiesz jaki numer? Było takie Bambino« – pamiętasz to? Wyjmuje płytę, puszcza ją, a to jest płyta Jimiego Hendrixa, ta pierwsza, najgenialniejsza. I widzisz, jakie podejście Tomka Stańki, wielkiego artysty, który szeroko patrzył na muzykę. Myślę, że ta muzyka Hendrixa w tym czasie zainspirowała go do napisania utworu dla Dżambli »Sami«, do tekstu Jana Polewki, który nagraliśmy w 1969 r.".
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
