Kochani, i znów mamy ten magiczny moment w roku, kiedy ulice naszych wielkich ośrodków akademickich zapełniły się osobostudentami, którzy powrócili do swoich Alma Mater, aby pozorować udział w procesie edukacyjnym, a tak naprawdę czerpać radość z życia akademickiego, zakłócaną jedynie koniecznością bywania na uniwersytecie.
Mało kto bowiem zauważa, iż tak naprawdę mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem systemowej opresji. Bo czyż nie jest przemocą zmuszanie młodych, kreatywnych i ciekawych świata osób do słuchania wykładów w formie monologu starszego heteroseksualnego mężczyzny z tytułem profesora zamiast umożliwienia im posłuchania podcastu w tle do spacerów po tkance miejskiej?
W ogóle zwróciliście uwagę na te wszystkie akademickie rytuały, hymny, ubrania? To wszystko wygląda jak na jakimś średniowiecznym Hogwarcie, a nie w europejskich instytucjach edukacyjnych XXI w., gdzie poważne naukowczynie i naukowcy próbują wreszcie rozstrzygnąć problemy zaimków.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
