Sąd Rejonowy dla Wrocławia-Fabrycznej na niejawnym posiedzeniu 10 października postanowił nie uwzględnić wniosku Bartłomieja Ciążyńskiego (zgodził się na publikację nazwiska i wizerunku po postawieniu mu zarzutów) o umorzenie postępowania – poinformowało TVN24, powołując się na biuro prasowe Sądu Okręgowego we Wrocławiu.
Były wiceminister sprawiedliwości, a obecnie radny Wrocławia chciał także zwrócenia sprawy prokuraturze w celu usunięcia braków postępowania przygotowawczego. Sąd skierował sprawę do rozpoznania na rozprawie. Wrocławski sąd wyznaczył na 10 grudnia pierwszy termin rozprawy polityka Lewicy, oskarżonego o przekroczenie uprawnień przez wykorzystywanie służbowego samochodu do celów prywatnych.
– Złożyłem wniosek o umorzenie sprawy, ponieważ to, co zrobiłem, nie nosi znamion czynu zabronionego. To był wielki błąd z mojej strony. Lekkomyślność, bezmyślność, do dziś mi wstyd. Jednak pieniądze oddałem, poniosłem konsekwencje i to niemałe. Straciłem pracę w Sieci Badawczej Łukasiewicz PORT, złożyłem dymisję ze stanowiska wiceministra sprawiedliwości. Jest zasadnicza różnica pomiędzy odpowiedzialnością cywilną i pracowniczą a karną, stąd chciałem prosić sąd, by rozpatrzył mój wniosek – tłumaczył w rozmowie z "Gazetą Wrocławską" Ciążyński przed wejściem do sali rozpraw.
Afera z byłym wiceministrem
Bartłomiej Ciążyński jest oskarżony o to, że od 2 czerwca 2024 r. do 28 lipca 2024 r., będąc funkcjonariuszem państwowym, korzystał ze służbowego samochodu do celów prywatnych, przez co przekroczył swoje uprawnienia. Polityk Lewicy pracował wówczas w Sieci Badawczej Łukasiewicz PORT (Polski Ośrodek Rozwoju Technologii).
W akcie oskarżenia wskazano, że korzystając z samochodu służbowego, Ciążyński doprowadził instytucję do "niekorzystnego rozporządzenia mieniem" w kwocie ponad 4,6 tys. zł. Ponadto, zdaniem prokuratury, były wiceminister sprawiedliwości miał, używając służbowej karty flotowej, co najmniej ośmiokrotne zatankować auto do celów prywatnych i kupić płyn do spryskiwaczy.
Ciążyński nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. W śledztwie tłumaczył, że podpisał dokumenty dotyczące zasad korzystania ze służbowych aut, ale – jak twierdził – nie zapoznał się z nimi dokładnie i był przekonany, że może używać samochodu w prywatnych celach. Grozi mu od roku do 10 lat więzienia.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Kup akcje już dziś – roczna subskrypcja gratis.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
