„A ti, a ti, niedobry Putinie, idę po ciebie!” – wśród wypolerowanych marmurów i luster, na potrzeby epatowania burżuja, czyli w miarę sytuowanej i wychowanej widowni Narodowego. Jak widać, nowy dyrektor dosiadł swojego ulubionego konika, prowokacji, albo – jak to się dziś mówi – trollingu. Wystawił „Termo pile polskie”, ściślej mówiąc – wznowił rzadko grany tytuł, który odkrył dla siebie dekadę temu, we wrocławskim Teatrze Polskim. Ale pomimo trollingu i sięgnięcia do szuflady z dawnymi pomysłami, pomimo że teatr Klaty, eufemistycznie mówiąc, mnie nie porywa i nie urzeka, uważam wybór tytułu na otwarcie nowego okresu Teatru Narodowego za niezwykle trafny. Gdzie, jeśli nie w Narodowym, mamy rozmawiać o patriotyzmie, księciu Pepi, królu Stasiu, o carycy Katarzynie, ruskich rubelkach – o Polakach? Jest to w długim życiu naszej narodowej sceny moment ciekawy. Jan Klata ze swoimi pomysłami nie jest też zbyt rozpoznany, mimo wszystko, w głównym nurcie kultury, więc zapewne okres jego dyrekcji spopularyzuje ten głos i to podejście do literatury. Równocześnie idzie też cały czas pożegnalny „Hamlet” Jana Englerta, mniej więcej o tym samym, ale z użyciem bardziej konwencjonalnych środków. Ciekawe, który spektakl zejdzie wcześniej, a na który publiczność będzie „głosowała nogami”?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
