Komisja Europejska ma, jak się okazuje, poczucie humoru. Wydała mianowicie oświadczenie, które antypisowskie media, witając je z wielkim zapałem, określiły mianem „ultimatum”. Ultimatum, wiadomo, słowo poważne, z dziedziny „przedłużenia polityki innymi środkami” – jak stary Clausewitz definiował wojnę. Jeśli do dnia tego a tego o tej i o tej nie zrobicie czegoś, czego oczekujemy, to spodziewajcie się najazdu!
Kto ma najechać Polskę, jeśli do poniedziałku 23 maja nie spełnimy żądań Komisji i nie poprawimy znacząco sytuacji Trybunału Konstytucyjnego? Wiceprzewodniczący Timmermans. Na szczęście nie po to, żeby pustoszyć nasz kraj ogniem i mieczem: Timmermans przyjedzie, żeby raz jeszcze przyjrzeć się działaniom polskich władz i zaproponować wyciągnięcie wniosków w ramach przygotowań do ewentualnego rozpoczęcia przygotowań do wszczęcia przeciwko Polsce drugiego etapu procedury „kontroli samorządności”.
Jednak przecież przygotowania do wszczęcia już ogłoszono czas pewien temu? No cóż, warto ogłosić raz jeszcze, niech się polski rząd wystraszy, a opozycja ucieszy. Wiadomo, że oczekiwanym aktem ze strony Polski jest spełnienie rekomendacji Komisji Weneckiej, czyli poprawienie konstytucji, co jest możliwe tylko przy zgodnym głosowaniu PiS i PO, a PO stawia twardo, że warunkiem wstępnym wszelkich rozmów o kompromisie jest bezwarunkowa kapitulacja PiS – nic mniej, a itak PO dopiero się „zastanowi”.
Europa nie może więc patrzeć, że w Polsce Trybunał Konstytucyjny niby jest, ale de facto nie działa – nikt więc nie kontroluje postanowień większości parlamentarnej, co jest niezgodne z unijnymi normami.
Aby je więc wyegzekwować, przyjeżdża do nas były premier Holandii, w której nie tylko żadnego sądu konstytucyjnego nie ma – ale jest w konstytucji wyraźnie napisane, że co postanowi parlamentarna większość, tego żaden sąd nie może kwestionować. To bowiem wyborcy, których parlament reprezentuje, są suwerenem – a nie sędziowie, choćby najmądrzejsi.
Tadaaam! Gdyby wiedza ta – o ustroju Holandii, sprzecznym z „normami”, które są dla frajerów, nie dla „starej Unii” – była wśród Polaków powszechna… Niestety nie jest, stąd i całe wyrafinowanie żartobliwego ultimatum mało kto wyczuwa.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.