Do księgarń, ale już!
  • Krzysztof MasłońAutor:Krzysztof Masłoń

Do księgarń, ale już!

Dodano: 
Książka, zdjęcie ilustracyjne
Książka, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay
Moja półka || Musiało minąć prawie sto lat, byśmy mogli przeczytać znakomite, wytrzymujące porównania z najświetniejszymi pozycjami literatury dla dzieci, z „Kubusiem Puchatkiem” włącznie, „Cudowne kuracje doktora Popotama” Leopolda Chauveau.

Autor przyszedł na świat we francuskim Lyonie w roku 1870, a pierwsze wydanie książki miało miejsce w roku 1927 (!).

Mamy tu w jednym Milne’a i Loftinga, Kiplinga i Topora, Selmę Lagerlöf, a jak kto się uprze, to i Schulza z Leśmianem pospołu. Grzegorz Kasdepke, nasz guru od literatury dziecięcej, twierdzi, że Chauveau „urodził się o 100 lat za wcześnie; jego bajki wydają się napisane przez rówieśnika Grety Thunberg. Są przewrotne, dowcipne, czułe wobec natury, krytyczne wobec ludzi, a na dodatek sprawiają wrażenie antypedagogicznych, miodzio!”. Streszczać ich nie ma sensu, trzeba je przeczytać i zachwycić się, bo te historie są arcydzielne, do tego wspaniale przez autora zilustrowane.

Leopold Chauveau jest zresztą dziś bardziej chyba znany w świecie jako plastyk: rzeźbiarz, malarz i rysownik. W zeszłym roku w paryskim Muzeum Orsay miała miejsce duża wystawa jego prac. A z zawodu był lekarzem, doświadczenia wojenne (pierwszej wojny światowej, podczas której stracił żonę i dwóch synów; najmłodszego imieniem Renaud unieśmiertelnił potem w „Cudownych kuracjach…”) sprawiły, że przestał być chirurgiem. Ale podły czas znów dał mu znać o sobie w samym końcu życia. I tak, jak niósł pomoc rannym na frontach, tak w 1940 r., tuż przed śmiercią, uczestniczył w organizacji ośrodka dla uchodźców.

Lekarz jest też tytułowym bohaterem przełożonej teraz na polski książki Leopolda Chauveau. Niezwykły to doktor; dość powiedzieć, że w przeciwieństwie do zwykłych lekarzy leczy swoich pacjentów także po ich śmierci, bo przecież właśnie wtedy potrzebują jego najbardziej. Nie wskrzesza ich, a skąd! Popotam protestuje, gdy mu się to sugeruje, on po prostu leczy, jako że – powiada – „śmierć jest tylko chorobą, trochę poważniejszą od innych”. Ale i zdrowym, no może nie całkiem, Popotam pomaga. Gdy słoniątku rekin odgryzł ogon, doktor przypomniał sobie, że rakom odrastają nogi, kiedy się je utnie, zalecił więc poszkodowanemu jeść całe mnóstwo raków. Słonik może przesadził, w każdym razie ogon mu wprawdzie odrósł, za to chodzić zaczął do tyłu. Popotam zastosował wówczas – przyznajmy – radykalną metodę, postanowił bowiem uciąć słoniątku i głowę, i ogon, a następnie pozamieniać je miejscami. Nie zgodziła się jednak na to mama delikwenta („Ach, te kobiety!”, „Trochę uparte, fakt”), doktor musiał więc poradzić sobie w inny sposób, z czym oczywiście nie miał najmniejszych kłopotów.

Dzieci – zapewnia tłumaczka książki Maria Raczkiewicz-Śledziewska – nie będą wcale przerażone dość okrutnym światem przedstawionym w „Cudownych kuracjach doktora Popotama”: „Nawet najstraszniejsze okropności, jak wyrywanie zębów olbrzymowi lubiącemu zjadać małe pulchne dzieciaczki wracające do domu czy krokodyl w kawałkach, który po operacji sklejenia w całość ma kłopoty z połknięciem żyrafy, są tak absurdalne i przedstawione z takim humorem, że wybuchy śmiechu stają się szczepionką na różne strachy, jakich często nie brak przed snem”.

Drodzy czytelnicy, sięgnijcie po tę książkę, a jeśli wasze dzieci czy wnuki okażą się odporne na jej uroki, jeśli nie będą się śmiać przy lekturze do rozpuku, a i wzruszać, bo „Cudowne kuracje…” wywołują różne emocje – to ich strata, widać szwankuje im wyobraźnia. Jestem jednak pewny, że takie wypadki będą absolutnie sporadyczne. Bo może i Roland Topor przesadził nieco, twierdząc swego czasu, że w porównaniu z Chauveau wszystkie inne książki są nudne i głupie, ale daje do myślenia to, że ten autor ilustrując bajki La Fontaine’a, z lekka je… poprawiał. Dobrze, że nie przyszło mu do głowy zrobić to samo z Biblią, bo i do niej przyłożył swą rękę rysownika. A z bajkami to skomplikowana sprawa, w końcu Renaud, spolszczony przez tłumaczkę jako Henio, poucza ojca:
– Ty nie umiesz pisać tak, jak ja mówię. W tych bajkach nigdy nie mówię tak, jak mówię naprawdę.
– Tak jest ładniej, jeśli trochę to poprawię.
– Wcale nie! Gdybyś pisał dokładnie tak, jak mówię, te bajki by były o wiele lepsze.

Nie wiem, może i tak, ale „Cudowne kuracje doktora Popotama” lepsze być nie mogły. Rzeczywiście są cudowne.

Całość dostępna jest w 19/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także