Na chwałę Francji
  • Piotr GociekAutor:Piotr Gociek

Na chwałę Francji

Dodano: 
Sala kinowa, zdjęcie ilustracyjne
Sala kinowa, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Unsplash / Kilyan Sockalingum
Bohaterowie słynnej powieści Dumasa stali się jednym z wielkich mitów światowej popkultury. Film „D’Artagnan” wraca do francuskich korzeni.
Jakże wiele było powodów do ekscytacji! Pojedynki, pogonie, intrygi, pistole (waluta, nie broń) oraz luidory (także waluta, nieustannie przekręcana przeze mnie na „ludoiry”), w dodatku wszystko wstępem do książki przedstawiane jako historia prawdziwa (pamiętniki D’Artagnana odnalezione w Bibliotece Królewskiej). W dodatku podczas wakacji rodzice zabrali mnie do kina na film, w którym bezczelny Gaskończyk zyskał twarz Michaela Yorka. Ile mogłem mieć lat? Siedem, osiem? To dzięki ekranowej wersji w reżyserii Richarda Lestera sięgnąłem po powieść „Trzej muszkieterowie”, która szybko stała się lekturą odnawianą co roku, aż ów zwyczaj zabity został we mnie przez nudną dorosłość.

Rozmach i pieniądze

W zależności od momentu inicjacji każdy ma swojego D’Artagnana i swoich muszkieterów. Dla moich rodziców był nim Georges Marchal z filmu André Hunebelle’a, w którym Bourvil jako Planchet wyciąga przez klapę w podłodze ze sklepu poniżej przy pomocy sznurka kiełbasy i napitek. A dla pokolenia mojej córki – Dogtanian z japońskiego serialu animowanego. Przypominam o tym, bo to oznacza, że bohaterowie słynnej powieści Alexandra Dumasa na dobre oderwali się od literackiego oryginału i stali się jednym z wielkich mitów popkultury. Tak jak Sherlock Holmes czy Robin Hood. Każde pokolenie odświeża nieśmiertelnych bohaterów Dumasa na swój sposób. Martin Bourboulon przywraca tę opowieść Francji, wyrywa ją ze szponów anglosaskich reinterpretatorów posuwających się zdecydowanie za daleko (jak choćby w serialu BBC). Cel jest prosty: wierna ekranizacja książki, na bogato, z użyciem możliwości, jakie daje współczesne kino.

Całość recenzji dostępna jest w 20/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także