Słowa w krwi skąpane
  • Krzysztof MasłońAutor:Krzysztof Masłoń

Słowa w krwi skąpane

Dodano: 
kadr z filmu "Wołyń" Wojciecha Smarzowskiego
kadr z filmu "Wołyń" Wojciecha Smarzowskiego 
Słyszy się dziś często, że rosyjska agresja na Ukrainę zmieniła wszystko. Jednak nie zmieniła podstawowego faktu, że 80 lat temu na Wołyniu najmniej 60 tys. naszych rodaków zostało zamordowanych. Zamordowanych bestialsko: siekierami, nożami, sztachetami, piłami, łopatami. Na nazywanie oprawców bohaterami naszej zgody nie może być nigdy. Dlatego wstrętem napawa zamazywanie przeszłości i klajstrowanie zaszłości.

Wciąż bardzo wielu Polakom wydaje się, że ten Wołyń, o którym mówi się teraz z racji 80. rocznicy rzezi mającej tam miejsce, leży gdzieś daleko na wschodzie, że to jakieś Dzikie Pola. A informację, że z Lublina jest tam nieomal żabi skok, przyjmuje się z niedowierzaniem. O tym, że powszechnie nie odróżnia się Podola od Wołynia, nie ma sensu nawet wspominać, bo to oczywiste. Dobrze chociaż, że coraz rzadziej słyszy się, że Wilno sąsiaduje ze Lwowem. Oczywiście wszystko to jest efektem marnego nauczania, pokłosia zafałszowanej PRL-owskiej edukacji, głównie historycznej, w której rzezi wołyńskiej najzwyczajniej nie było. Po prostu. Tematykę ukraińską załatwiały „Łuny w Bieszczadach” Jana Gerharda i sfilmowany na jej motywach „Ogniomistrz Kaleń” czy, już później, westernowe „Wilcze echa”, które przywoływały bliżej niezidentyfikowane krwawe wydarzenia dziejące się w Bieszczadach, gdzie grasowały bandy UPA i sprzymierzonych z nią pospolitych bandytów, zwalczanych przez dzielnych żołnierzy KBW. Propaganda miała pole do popisu, poważna literatura na ten temat milczała. Do czasu. Kwestie ukraińskie, w których mordy na Polakach w czasie drugiej wojny światowej odgrywały rolę pierwszoplanową, na serio podjął dopiero Włodzimierz Odojewski (1930–2016). Miała ona zdominować całą twórczość tego pisarza. Nie pochodził z Kresów, ale w 1943 r. znalazł się, niejako na wakacjach, na pograniczu Podola i Wołynia i był świadkiem tragicznych epizodów rozgrywającego się tam konfliktu polsko-ukraińskiego. Przeżyciom swym dał upust w najwybitniejszych swoich utworach, począwszy od „Zmierzchu świata” (1962) i „Wyspy ocalenia” (1964, poprzez arcydzieło prozy polskiej, którym jest „Zasypie wszystko, zawieje” (1973), a skończywszy na „Oksanie” (1999).

Polaku, powiedz Polsce

Pisarzowi zarzucano niekiedy antyukraińskość, co nijak miało się do jego prozy, a brało się z publicystyki i wywiadów, których udzielał, a w których wygłaszał opinie dalekie od poprawności politycznej. Tak np. niejednokrotnie wprost nazywał faszystowską ideologię teoretyka ukraińskiego nacjonalizmu Dmitrija Doncowa. Tego samego, który przemawiając na Uniwersytecie Lwowskim, prorokował, że po tym, co się stanie, jeszcze dziesiąte pokolenie Polaków będzie się bało spojrzeć w stronę Ukrainy. A jeśli chodzi o przyszłość wzajemnych stosunków między naszymi narodami, to Odojewski jak najsłuszniej uzależniał ją od drogi, którą wybierze Ukraina: czy podtrzyma związki z Rosją – czego, jak wiemy, nie uczyniła – czy też wybierze opcję zachodnią, niepodległościową, ale wtedy – uwaga! – odżyją w niej tradycje antypolskie. Literatura polska usytuowała piekło nie gdzie indziej, a na Ukrainie właśnie. I to wiele lat przed ludobójstwem na Wołyniu.

Tak jak raj poeci i pisarze, w ślad za Mickiewiczem i innymi romantykami znaleźli na Litwie, tak Ukraina, ze swoim fatalizmem, rozdarciem i poczuciem klęski, to było infernum. „W takim widzeniu Ukrainy – pisała Maria Janion w głośnym eseju »Cierń i róża Ukrainy« – Odojewski jest dziedzicem romantycznych obrazów i spekulacji wywodzących się z doświadczenia świata, a raczej konkretnie – właśnie tego skrawka świata”. Dość odwołać się do Seweryna Goszczyńskiego i jego „Zamku kaniowskiego” czy do „Marii” Antoniego Malczewskiego. A w końcu nie tak dawno Jarosław Marek Rymkiewicz w „Mogile Ordona” pisał: „Tam jeszcze – słyszysz – mówią nasi bracia mili: Polaku powiedz Polsce, żeśmy tutaj zgnili”. I dlatego „Zasypie wszystko, zawieje” jest rzeczywiście – powtórzę za Janion – Wielką Księgą Śmierci. Z niezapomnianą sceną śmierci matki bohatera powieści, Pawła Woynowicza, zatłuczonej kłonicami, zadźganej żerdziami przez miejscową ludność. „… a potem wyprowadzili panią; i póty było […], że patrzyła im jeszcze w oczy, to ją tylko ciągnęli przez schody i podjazd, pod ramiona trzymając, bo może iść już o własnych silach nie mogła, ale później Wasow z tyłu się zaczaił i kołem uderzył w plecy, to przestała już więcej patrzeć, wyciągnęła ręce, lecz nawet się nie podparła, gdy na kolana padła; i zaraz zatratowali ją butami, jak tamtych dwóch, i kłonicami, i orczykami (Pan słucha? Dlaczego pan nie słucha?); i potem krzyczeli; i potem się śmiali; i potem powlekli na folwark za stajnię, gdzie obetonowana kałabania; i potem za ręce i nogi unieśli i tam panią wrzuclili (Dlaczego pan nie słucha?)”. Trup zamarza w gnojówce; gdy zimą syn przyjedzie na miejsce zbrodni, będzie musiał wyrąbać bryłę lodu z ukrytym w niej ciałem. I zabierze tę bryłę ze sobą, jedyną pamiątkę z utraconego domu, to jedno, co mu zostało z Kresów, polskich Kresów.

Cały artykuł dostępny jest w 28/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także