Po powrocie do Paryża zszedł na psy. Zbyt leniwy, by pracować, napadał na sklepy. W areszcie napisał autobiografię, która uczyniła zeń idola lewicy. Z oskarżonego przeistoczył się w oskarżyciela: w sądzie publika brawami nagradzała tyrady „męczennika rewolucji” o faszystowsko-rasistowskim spisku policjantów tudzież świadków zeznających, że zastrzelił dwie aptekarki. Goldman bywał w PRL i lubił przedstawiać się jako polski Żyd. Adwokaci uczepili się tezy, że przemoc była jego reakcją na Zagładę. Zdołali też wmówić ławie przysięgłych i opinii publicznej, że reprezentant prześladowanego narodu z automatu zasługuje na taryfę ulgową (co kłóci się z ideą równości wobec prawa). Ciekawostka: ojca Pierre’a, który wbijał mu do głowy, że Polacy to „antysemici i staliniści”, gra Jerzy Radziwiłowicz.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.