Andrzej Łapicki, urodzony równe 100 lat temu, swój romans z X muzą oceniał surowo. Z wyjątkiem występów w filmach przyjaciela.
Z Tadeuszem Konwickim nadawali na tych samych falach. Razem spędzali wakacje w Chałupach, które ktoś obdarzony dużym poczuciem humoru nazwał polskim Saint-Tropez. Reżyser z pokręconą, akowsko-partyjną biografią pomógł Łapickiemu w rozszerzeniu aktorskiego emploi. Wcześniej obsadzano go w rolach bawidamków, milicjantów lub w najlepszym razie szpiegów amerykańskich. U Konwickiego na początek zagrał karykaturalnego uwodziciela w „Salcie”, a potem przyjął rolę przeznaczoną pierwotnie dla Gustawa Holoubka. W somnambulicznym dramacie „Jak daleko stąd, jak blisko” pan Andrzej wcielił się we współczesnego Orfeusza, który filozofuje i rozmawia z duchami.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.