Jest to opowieść o Hiszpanii, ale nie tej ze słonecznych plaż Costa del Sol, lecz górskiej, surowej niczym pustkowia Las Hurdes filmowane przez Luisa Buñuela niemal 100 lat temu. Wioska Turmo leży jednak nie w prowincji Salamanka, lecz gdzieś na pograniczu hiszpańsko-francuskim.
Krótka powieść, ale w formie złączonych, przeglądających się w sobie miniatur. „Znakomite opowiadania, złączone pomysłem fabularnym, w którym każda następna historia wyjaśnia to, co zdarzyło się w poprzedniej” – rekomenduje na okładce sam Eustachy Rylski. Autorka to Polka mieszkająca w Hiszpanii, tłumaczka tekstów filozoficznych.
W jednym zgodzę się z Rylskim – to jest proza godna uwagi, to jest ciekawe specyficzne literackie połączenie polskiej wrażliwości z hiszpańskim kolorytem lokalnym. Podobne odczucia towarzyszyły mi podczas lektury powieści Marka Magierowskiego „Dwanaście zdjęć prezydenta”, tyle że on na potrzeby swej fikcji wymyślił całe państwo wyspę, a Maria Fogler jedynie kamienną wioseczkę w Pirenejach.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
