POŻEGNANIE „Spoglądałam na Roberta Redforda podczas lekcji i myślałam: będzie gwiazdą filmową. Było to w czwartej klasie” – wspominała Jill Robinson, wieloletnia przyjaciółka aktora.
Utalentowany, charyzmatyczny, pracowity, przeszedł wszystkie szczeble kariery – od ogonów w telewizji do statusu ikony Hollywood. Wielka gwiazda, ale na ekranie nie był bohaterem, lecz antybohaterem. Nie dajmy się zwieść jego uśmiechowi i urodzie, rozkwit kariery Redforda to druga połowa lat 60. i lata 70. XX w., kiedy królowała kontrkultura, kwestionowano wszystko, każdy buntownik z definicji był dobry, a każda władza – z definicji zła. John Wayne wyparty został przez Dustina Hoffmana czy Ala Pacino. No i Redforda, rzecz jasna.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
