Jest to fantastyka staromodna w najlepszym znaczeniu tego słowa, jak staromodne są powieści Wellsa, Lema czy Heinleina. I jest to także przede wszystkim literatura idei, przy której dekodowaniu przydadzą się traktaty politologiczne i podręczniki chińskiej filozofii.
Nie znaczy to, że jest to lektura trudna: po prostu autorka niespecjalnie zainteresowana jest konstruowaniem karkołomnych fabuł. Bohaterowie służą jej jako pomoc w komponowaniu dialogów na rozmaite tematy, a jest o czym dyskutować. W przyszłości nakreślonej prze Hao Jingfang widzimy kolonizowanego Marsa (akcja toczy się 200 lat w przyszłość), gdzie istnieje społeczeństwo kolektywistyczne, bezwzględnie kontrolowane, można rzec: orwellowskie – i jest to społeczeństwo chińskich kolonistów. Na Ziemi natomiast króluje ostatnia faza turbokapitalizmu – niby wolność jednostki jest dobrem absolutnym, ale w rzeczywistości reklama, wielki biznes i media rządzą wszystkim.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
