Warszawska manifestacja rozpoczęła się po godz. 12 na Rondzie Dmowskiego W demonstracji obok feministek i zwolenników szerokiego dostępu do aborcji, brali również udział m.in. górale i przedsiębiorcy na czele z byłym kandydatem na prezydenta RP Pawłem Tanajną – opisuje serwis gazeta.pl. Manifestacja de facto była po prostu wymierzona w rządzących.
"PiS prowadzi wojnę z całym światem: z kobietami, z młodzieżą, z nauczycielami, z lekarzami, przedsiębiorcami, pracownikami budżetówki, z Europą (itp.). Bez wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, tak naprawdę wprowadzili nam faktyczny stan wojenny. Lekceważą społeczeństwo. Napychają sobie kieszenie. Biją ludzi na ulicach. A my jesteśmy wolne i wolni i z tej wolności nie zrezygnujemy!" – informowano na stronie wydarzenia na Facebooku.
Ulicą Marszałkowską, Świętokrzyską, a następnie bocznymi ulicami, uczestnicy skierowali się w stronę Żoliborza. Jednak ulicę Mickiewicza zablokowali skutecznie policjanci, uniemożliwiając dostęp bezpośrednio przed dom prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Z nieoficjalnych informacji wynikało, że polityk nie przebywał wówczas w budynku i miał zostać wywiezionych poza stolicę.
Do tych doniesień odniosła się rzeczniczka PiS Anita Czerwińska.
twitterCzytaj też:
"Czuć było świeżą krew"Czytaj też:
Kowal spotkał się z Makłowiczem. Internauci wychwycili znaczący szczegół