To orzeczenie Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych z 24 czerwca, które po prawie 50 latach sprawi, że to nie władza federalna, lecz stany będą stanowić samodzielnie prawodawstwo dotyczące aborcji.
Za odrzuceniem precedensu Roe głosowała 5 sędziów, podczas gdy 3 było przeciw (czyli za utrzymaniem dotychczasowego ustawodawstwa). Za zmianą opowiedziała się „katolicka większość” Sądu, co wystarczyło do jej przegłosowania, chociaż nie poparł jej sam prezes John Glover Roberts, zresztą też katolik.
Sędzia John Glover Roberts
Opisując jego postać gazeta przypomniała, że jest on katolikiem, od 1996 mężem Jane Sullivan Roberst i ojcem dwojga dzieci. Nie przeszkadzało mu to jednak nazwać obecną decyzje „poważnym wstrząsem (a serious jolt) dla systemu prawnego”, który agencja Reutera określiła nawet mianem „trzęsienia ziemi”. Spowodował on bowiem, iż „Ameryka może być dziś postrzegana jako kraj, w którym istnieją dwa narody, zamieszkany przez dwa plemiona, rządzące się osobnymi wartościami, wierzeniami i celami. Obecnie zaś (po decyzji Sądu Najwyższego) ten podział jeszcze się pogłębił” – stwierdza komentarz agencyjny.
Sam Roberts, choć związany z konserwatywnym skrzydłem Sądu, uchodzi za „wielki znak zapytania (wild card)” i trudno go jednoznacznie określić jako „konserwatystę” bądź „liberała”. Należy jednak pamiętać, że już jako prezes Sądu Najwyższego (od 2005, po śmierci poprzednika Williama Rehnquista), w 2012, działając razem ze skrzydłem liberalnym, poparł on kontrowersyjną politykę ówczesnego prezydenta Baracka Obamy, tzw. Obamacare. Jej celem było zwiększenie liczby osób mających ubezpieczenie zdrowotne i obniżenie kosztów opieki zdrowotnej, zarazem jednak ułatwiała m.in. dostępność aborcji, co budziło silne sprzeciwy środowisk religijnych i obrońców życia. Również w obecnym głosowaniu nad odrzuceniem proaborcyjnej ustawy Roe v. Wade z 1973, Roberts nie poparł głosującej za tym większości.
Dlatego też, jak zauważa amerykański dziennik, „Roberts, choć należy do konserwatywnego kręgu sędziów, niekiedy zrywa z poglądami swoich kolegów”, czemu daje niekiedy wyraz w swych przemówieniach. Na przykład w 2017 podczas wręczania świadectw szkolnych m.in. jego synowi, życzył on uczniom niepowodzeń. „Od czasu do czasu zastanawiacie się może nad znaczeniem szczęścia w swoim życiu i być może dochodzicie do wniosku, że powodzenie nie do końca zależy od was. To samo dotyczy porażek tych, którzy może na nie w ogóle nie zasłużyli. Niezależnie od tych sukcesów i porażek życie toczy się dalej. A to, co z niego zaczerpniecie, zależy od waszej zdolności nauczenia się czegoś z tych porażek” – stwierdził prezes Sądu Najwyższego.
Kariera w Sądzie Najwyższym USA
John Glover Roberts urodził się 27 stycznia 1955 w Buffalo. Po studiach na Uniwersytecie Harvarda w latach 1980-81 był współpracownikiem sędziego Sądu Najwyższego Williama Rehnquista, następnie pracował w administracjach prezydentów Ronalda Reagana i George’a H. W. Busha. W 2003 został sędzią sądu apelacyjnego dla stołecznego Dystryktu Columbia.
W lipcu 2005 George W. Bush powołał go na sędziego Sądu Najwyższego USA, w miejsce ustępującej Sandry Day O’Connor, jednakże w przededniu rozpatrywania jego kandydatury przez Senat, czyli 5 września, prezydent wycofał tę nominację i zgłosił go na stanowisko prezesa Sądu Najwyższego po śmierci Williama Rehnquista. Wymagało to również zatwierdzenia przez Senat, który ostatecznie po 4 dniach przesłuchań (12-16 IX) i zatwierdzeniu przez komisję 22 września, 29 tegoż miesiąca stosunkiem głosów 78 do 22 zatwierdził Robertsa na tym stanowisku. Jako prezes SN odbierał on w 2009 i 2013 przysięgę prezydencką od Baracka Obamy, w 2017 – od Donalda Trumpa i w 2021 – od Joego Bidena.
Czytaj też:
"Niedopuszczalna porażka". Gates niezadowolony z decyzji sędziówCzytaj też:
Przełomowy wyrok Sądu Najwyższego USA. Lisicki: To cofnięcie rewolucji o kilkadziesiąt lat