Według serwisu Plejada, sprawa stoi w miejscu. Aktor wciąż nie został przesłuchany. "Nic się nie zmieniło. Na razie nie mam informacji, kiedy odbędzie się przesłuchanie i przedstawienie zarzutów" – przekazał prokurator Janusz Hnatko, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Okazuje się, że prokuratura wciąż nie doczekała się opinii dotyczącej obrażeń doznanych przez poszkodowanego. Dopiero po otrzymaniu dokumentów z obdukcji będzie można postawić zarzuty.
"Najistotniejszą sprawą w tym jest to, czy będzie można zarzucić wypadek czy też nie, a to zależy od obrażeń, jakich doznał pokrzywdzony. Jeżeli są obrażenia powyżej siedmiu dni, mamy do czynienia z wypadkiem, jeżeli poniżej - wykroczenie. To jest najistotniejsze" – poinformował rzecznik. "Pokrzywdzony został przesłuchany, dostarczył pewne dokumenty. Teraz musi być opinia, jakich doznał obrażeń. Wtedy będzie wiadomo, czy można zarzucić wypadek drogowy, wykroczenie czy tylko jazdę w stanie nietrzeźwości. Dopiero kiedy poznamy opinię, aktor będzie miał przedstawione takie lub inne zarzuty" – dodał.
"Fakt" o zeznaniach potrąconego
Pod koniec października o nowych wątkach sprawy pisał "Fakt". Gazeta powołuje się na zeznania potrąconego przez aktora mężczyzny – Sławomira G. Przeczą one wersji przedstawionej w oświadczeniu aktora.
Mężczyzna zeznał, że nie upadł po uderzeniu tylko dlatego, że posiada ponadstandardowe umiejętności kierowania motocyklem. "Firma KTM produkująca motocykle zatrudnia mnie do pokazów motocyklowych i wykonywania nimi różnych manewrów" – powiedział, dodając, że jego zdaniem 99 proc. innych kierowców straciłoby panowanie nad motorem i upadło. – "Oglądając później to zdarzenie na kamerze, uważam, że to był cud" – powiedział według "Faktu" na przesłuchaniu.
Sławomir G. zeznał, że po uderzeniu Stuhr się nie zatrzymał, więc motocyklista ruszył za autem. W końcu, przed skrzyżowaniem ulic: Mickiewicza z Czarnowiejską, udało mu się wyprzedzić Lexusa. "Po zejściu z motocykla użyłem wobec kierującego niecenzuralnego słowa „co ty jesteś pierd***, potrąciłeś mnie i uciekasz?. Jak do niego podszedłem, to on miał otwartą szybę i na moje stwierdzenie powiedział coś w stylu – niemożliwe" – czytamy w treściach zeznań motocyklisty.
Sławomir G: Stuhr uciekał dwa razy
Według "Faktu" Sławomir G. miał pokazać aktorowi (którego jeszcze wówczas nie rozpoznał) obrażenia, których doznał. Kiedy podszedł do drzwi jego Lexusa i powiedział, że wzywa policję, Stuhr miał ponownie rozpocząć ucieczkę.
Motocyklista ponownie ruszył za samochodem i zdołał zajechać mu drogę. "Próbował we mnie wjechać, zepchnąć mnie. Ja dodałem troszeczkę gazu i znów zahamowałem. On wtedy jechał buspasem, to było przed skrzyżowaniem z Karmelicką, kiedy buspas stawał się też pasem do skrętu w prawo dla innych aut. Zablokowałem mu zatem możliwość dalszej jazdy pasem do skrętu w prawo" – czytamy.
Z relacji G. wynika, że Stuhr zaniechał ucieczki dopiero, kiedy na miejsce dotarł patrol policji. Zdaniem poszkodowanego miał wówczas schować wideorejestrator i przekonywać funkcjonariuszy, że jego samochód nie miał kontaktu z motocyklistą, a ten jedynie udaje. Utrudniał też badanie alkomatem.
"Jerzy Stuhr mimo wielokrotnie ponawianych prób kontaktu nie odpowiedział na pytania Faktu, czy potwierdza zeznania motocyklisty" – podsumowuje "Fakt".
Wypadek czy kolizja?
Początkowo, ponieważ potrąconemu motocykliście nic się nie stało, policja zakwalifikowała zdarzenie jako kolizję.
Jak jednak podaje Radio ZET, na wniosek prokuratury biegli mają jeszcze raz zbadać poszkodowanego. "Jeśli stwierdzą, że doznał naruszenia narządu ciała lub rozstroju zdrowia na okres powyżej 7 dni, to zdarzenie zostanie uznane za wypadek” – podaje serwis.
W tej sytuacji aktor odpowiadałby nie za wykroczenie, ale za przestępstwo spowodowania wypadku w stanie nietrzeźwości. W tym wypadku grozi mu kara do 5 lat więzienia.