Kibic o kulisach spotkania z Tuskiem. "Nie przypuszczałem, że będę tak upokorzony"

Kibic o kulisach spotkania z Tuskiem. "Nie przypuszczałem, że będę tak upokorzony"

Dodano: 
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk Źródło:PAP / Marcin Zubrzycki
Kibic Ruchu Chorzów, którego odwiedził w domu Donald Tusk mówi, że "został upokorzony" oraz że "czuje się wykorzystany".
Sławomir Kordela, fan Ruchu Chorzów, jeździł za Donaldem Tuskiem i podczas spotkań z wyborcami upominał się o budowę nowego stadionu piłkarskiego. W końcu odebrano mu głos. Mężczyzna, zwracając się do Tuska, powiedział, że gdy tylko polityk "wyjechał ze Śląska" to "wszystko wróciło do tego, co było wcześniej".

– Walczę o nowy stadion dla Chorzowa. Wyjechał pan ze Śląska i teraz wszyscy umywają ręce. Słyszę, że nowy stadion nie powstanie i miasto nie udźwignie takiej inwestycji. Nadal będziemy pakować grube pieniądze... – mówił mężczyzna.

Tusk w odpowiedzi stwierdził, że mężczyzna nie będzie mógł dalej zabierać głosu.

– Moja cierpliwość ma swoje granice. Rozmawialiśmy już trzy razy w Chorzowie, pojechałem do pana prywatnego domu porozmawiać. Sprawa jest znana. Ja szanuję ludzi, którzy są stąd. Przyjechałem do Strzelec Opolskich, aby rozmawiać o ludzkich problemach – stwierdził. Sprawa jest o tyle ciekawa, że mężczyzną, który usiłował zadać Tuskowi pytanie był ten sam kibic, w towarzystwie którego lider PO oglądał w piątek spotkanie Czechy - Polska. Były premier sprezentował nawet piłki jego dzieciom. Nagranie z tego spotkania jest dostępne w internecie.

Kibic walczy o stadion

W rozmowie z Onetem kibic wyjaśnia, że wywodzący się z PO prezydent Chorzowa od 13 lat nie spełnił obietnicy budowy nowego obiektu. Obiekt jest w opłakanym stanie.

– Stwierdziłem, że trzeba coś z tym zrobić. Pomyślałem, że skoro pan Donald Tusk jeździ po Śląsku, to jest dobra okazja, żeby o tym głośno powiedzieć i upomnieć się o realizację obietnicy jego kolegi z partii, który rządzi miastem. Pojechałem do Częstochowy i zabrałem głos. O dziwo Donald Tusk przyznał mi rację i powiedział, że skoro prezydent obiecał, to trzeba ten stadion wybudować – mówi Sławomir Kordela.

– Zaprosiłem go do domu na mecz i o dziwno przyjął zaproszenie. Następnego dnia pojechałem na kolejne spotkanie z wyborcami w Chorzowie. Rozmawiałem też z panem Donaldem. Potwierdził, że do mnie wpadnie. Żartowaliśmy, jaką pizzę zamówić, rozmowa była w normalnych, fajnych relacjach. Chciałem z nim pogadać o temacie dla mnie najważniejszym, czyli o naszym kochanym Ruchu. Powiedział, że przyjedzie na jedną połowę meczu, pogra z chłopakami w piłkę – opowiada. Jednak mężczyzna poczuł się oszukany już następnego dnia. Jak mówi, podczas kolejnego spotkania z wyborcami, w Sosnowcu, Donald Tusk zaczął bronić prezydenta Chorzowa.

– Poczułem się w jakimś stopniu wykorzystany. Przecież u mnie w domu pan Donald mówił co innego. Specjalnie pojechałem na kolejne spotkanie do Strzelec Opolskich (woj. opolskie — red.), żeby jeszcze raz porozmawiać. Dostałem mikrofon. Nim dokończyłem, pan Tusk odebrał mi głos. Mówił, że tu są inne problemy i że jego cierpliwość się skończyła. Później mój najmłodszy chłopaczek powiedział mu, że tej piłki, którą od niego dostał, już nie chce – relacjonuje kibic Ruchu Chorzów.

Czytaj też:
"Tusk łowi w Senacie". Media wskazują nazwiska kandydatów na posłów
Czytaj też:
Nowy sondaż. Dobre wiadomości dla Tuska

Źródło: Onet.pl
Czytaj także