„Jeśli Antoniemu Macierewiczowi ujdzie na sucho wypowiedź o tym, że być może trzech pasażerów prezydenckiego tupolewa ocalało z katastrofy smoleńskiej, to będzie dowód na to, że polska polityka sięgnęła dna degeneracji. Takiego człowieka powinno się natychmiast wykluczyć z życia publicznego. Człowieka, który dla cynicznych, politycznych celów lub z powodu własnych obsesji nie waha się użyć okrucieństwa wobec rodzin katastrofy – rozdrapuje gojące się rany. Aż strach pomyśleć, do czego ten pisowski polityk może się jeszcze posunąć” – pisze w „Gazecie Wyborczej” Katarzyna Kolenda-Zaleska. Tak, ta Kolenda-Zaleska, która w TVN24 kłamała, jakoby Jarosław Kaczyński pod Pałacem Prezydenckim wzywał „prawdziwych Polaków” do przejęcia władzy. Mimo ujawnienia fałszerstwa nigdy za nie nie przeprosiła.
W rzeczywistości Macierewicz cytował wypowiedzi z 2010 r., które wprawdzie zostały potem w większości zdementowane, ale nikt nie wyjaśnił ich przyczyn ani źródła. Może więc napiszmy felieton od nowa, czyniąc go bardziej właściwym. „Jeśli Katarzynie Kolędzie-Zaleskiej ujdzie na sucho domaganie się eliminacji z życia publicznego wybranego przez obywateli polityka, to będzie to dowód na to, że polskie dziennikarstwo sięgnęło dna degeneracji. Taką osobę powinno się natychmiast usunąć z zawodu zaufania publicznego. Osobę, która dla cynicznych, politycznych celów lub z powodu własnych obsesji nie waha się pomawiać ludzi realizujących swoją misję i kpi sobie z pamięci ofiar katastrofy. Aż starach pomyśleć, do czego ta platformerska dziennikarka może się jeszcze posunąć”.
Odpowiedzią dla Kolendy-Zaleskiej jest felieton Piotra Lisiewicza z „Gazety Polskiej Codziennie” zatytułowany „Wrzeszczą, kiedy łżą”. „Trwa histeryczna nagonka na Antoniego Macierewicza za jego słowa o tym, że są dowody świadczące, iż trzy osoby przeżyły katastrofę. »Nie wiemy, dlaczego rząd nie spytał, co się z nimi stało i kiedy umarły« – powiedział. Jak ustalił portal Niezależna.pl, o tym, że karetki na sygnale wywożą z miejsca katastrofy rannych, mówił wiceszef BOR Paweł Bielawny. Jakie argumenty mają autorzy nagonki poza histerycznym wrzaskiem?”.
A redaktor naczelny „Super Expressu” Sławomir Jastrzębowski wraca do sprawy byłego prezydenta, pytając w tytule: „Aleksander Nietrzeźwy to Aleksander Zwycięzca?”: „Aleksander Rozchwiany stał się kilkudniowym medialnym hitem. Był niezwykle zabawny […]. Ale dla mnie równie zabawni co Aleksander są różni Rozenkowie, Hartmanowie et consortes, którzy utrzymując pełną powagę, mówili: »A skąd! Aleksander w ogóle nic, a nic, nawet nie powąchał«. Za czasów mojej młodości o tego typu komentatorach mówiło się prosto: jajcarze. Wczorajszy wzrost w sondażach ugrupowania firmowanego przez lekko »zwichniętego« Kwaśniewskiego pokazuje być może fenomen na skalę światową tego przywódcy. Na trzeźwo może być nie do zaakceptowania”.
Nie za często ludzie potrafią zaskoczyć pozytywnie, tym bardziej warto to odnotować. Nowy naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrabota wraz ze swoimi zastępcami zareagował na donos, jaki do angielskiego dziennika „The Gurdian” złożyła „Krytyka Polityczna” na Andrzeja Krauzego, którego rysunek nie spodobał się lewicowcom.
Czytamy w dzienniku:
„Zapiera dech nowa, ale zakorzeniona w dobrych bolszewickich tradycjach metoda usuwania z życia politycznego osób, których poglądów się nie akceptuje. Usuwania na dobre, bo w liberalnej demokracji zarzut rasizmu czy antysemityzmu jest zarzutem najcięższym i – jeśli jest udokumentowany – słusznie piętnuje uczestników debaty publicznej. Tą nową po 1989 roku, ale jednak znaną od dziesięcioleci metodą zastosowaną przez »Krytykę« jest donos do pracodawcy. Sprawa jest tym bardziej obrzydliwa, że »Krytyka Polityczna« składa donos nie do pracodawcy polskiego, lecz zagranicznego. Robi to z oczywistych pobudek – liczy na to, że Andrzej Krauze będzie wolał zamilknąć, niż stracić środki do życia w Wielkiej Brytanii. Jak tylko Krauze zacznie rysować w Polsce rysować reklamy dla banku czy sieci sklepów zamiast komentarzy do polskiego życia politycznego, wówczas »Krytyka« pozwoli mu spokojnie zarabiać także na Wyspach.
W ten sposób, próbując go pozbawić środków do życia, »Krytyka« chce złamać człowieka, którego nie lubi i nie ceni.
»Krytyka Polityczna« powstała „z ambicją ożywienia tradycji polskiej inteligencji zaangażowanej” – tak redakcja sama pisze o swoich korzeniach. Nie wierzymy, że donosy do zagranicznego pracodawcy do tej właśnie tradycji należą”.
A jeśli należą?