– Od jakiegoś czasu trwa zupełnie absurdalne promowanie kandydata, który nie ma żadnego zaplecza politycznego. Robert Biedroń to po prostu dęta postać. W Słupsku raczej się z niego śmieją. Nie ma zaplecza politycznego ani partii, która by za nim stała. Poza tym w ostatnich latach Polacy zdecydowanie przesunęli się na prawo, w związku z tym, dlaczego mieliby głosować na kandydata skrajnej lewicy? – pytał publicysta "Do Rzeczy".
Terlikowski podkreślił, że "Warszawa często bywa lewicowa", ale żeby zostać prezydentem stolicy potrzeba 50 proc. głosów. – Nic nie wskazuje na to, by Robert Biedroń był w stanie zebrać połowę głosów warszawiaków. Warto sobie uświadomić, że gdyby rzeczywiście wystartował, zmobilizowałby mocno cały konserwatywny elektorat – przekonywał.
Jak dodał, na Roberta Biedronia mogłaby głosować część sympatyków PO. – Pomyśleliby, że krzyże mogą być zdejmowane, że będzie promował jakieś czarownice, spalone notabene przez protestantów za katolicyzm. Toczy się jakaś hucpa. To wszystko jest bardzo zabawne. Robert Biedroń był już posłem, teraz jest prezydentem Słupska, i wystarczy – ocenił Terlikowski.
dmc
Fot. Zrzut ekranu z TV Republika
DoRzeczy.pl/TV Republika