Rządzą nami ignoranci, a potrzebujemy wizjonerów

Rządzą nami ignoranci, a potrzebujemy wizjonerów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czesław Bielecki
Czesław Bielecki
Ktokolwiek będzie rządził Warszawą, choćby był komisarycznym prezydentem, musi myśleć, działać i rozmawiać z mieszkańcami inaczej niż  Hanna Gronkiewicz-Waltz

Godzina „R” (referendum) obudziła ratusz. Tak jak za późnego Gierka urzędnicy ocknęli się z siedmioletniego snu i zaczęli biegać choćby z pustymi taczkami. Prezydent – próbując udowodnić, że jest kimś zupełnie innym, niż jest – zaczęła nawet chodzić po Warszawie.

Premier Tusk przypomniał zaś sobie, że Warszawa jest stolicą i trzeba by skończyć choćby obwodnicę peryferyjną. Z okien samolotu do Gdańska nie zauważył jednak, że przez 25 lat wolnej Polski nie skończono śródmiejskiego „ringu”, którego początkiem była Trasa Łazienkowska. Arogancja władzy jest drażniąca, ale ignorancja jest gorsza. Oto krótka lista spraw do rozwiązania.

1. Potrzebujemy wizji miasta, które da się kochać, które ma formę i czytelne granice. Miasta przyjaznego mieszkańcom i przybyszom. Strefy piękne i bliskie ludziom powinny się poszerzać z każdym miesiącem, tak jak w tych europejskich stolicach, które podziwiamy. W nich każda kadencja władz pozostawia po sobie uporządkowany obszar. Zegarek Hanny Gronkiewicz-Waltz ruszył dopiero na dźwięk słowa „referendum”. Jeśli Warszawy nie stać na tempo Berlina, to niech będzie choćby innowacyjna tak jak Gdynia czy niech ma nadwodny bulwar tak jak Sopot. Niech wizja nie kończy się na planach i gadulstwie.

2. Obsługa mieszkańców to nie tylko zbieranie podatków, wymiana dowodów osobistych czy rejestracja samochodów. To przede wszystkim dialog społeczny, który pozwala rozwiązywać na rzecz dobra wspólnego nieuchronne w dużym mieście konflikty interesów. Badania pokazują, że im więcej urzędników, tym mniejsze zadowolenie z ich pracy mieszkańców stołecznych dzielnic. Nadal jednak to urzędnicy mają Warszawę, a nie Warszawa ma ratusz, który na jej rzecz pracuje. Zamiast imprezy „Warszawa w budowie” potrzebujemy – 70 lat od jej zniszczenia – budowania krok po kroku i dzień po dniu przestrzeni publicznej miasta. Tymczasem zamiast całych nowych ulic, placów i skwerów widzimy tylko pojedyncze nowe budynki puszące się wśród półruin.

3. Brakuje polityki miejskiej w dziedzinie mieszkalnictwa. Nie powstaje dostępne dla młodych budownictwo czynszowe, bo ani miasto, ani Skarb Państwa nie oferują tanich gruntów. Raczej uczestniczy w grze spekulacyjnej, co widać na przykładzie wyburzania budynków w ścisłym centrum, aby powstały nowe wieżowce, gdy obok straszy pustynia wokół Pałacu Kultury. Podstawą rozwoju spółdzielczości mieszkaniowej w przedwojennej Warszawie były tanie grunty, które spółdzielnie otrzymywały od miasta. Obecna polityka miejska powoduje, że nasza społeczność się starzeje, a miasto rozlewa się na peryferie.

4. Największą bolączką Warszawy jest infrastruktura, która nie dogania chaotycznego, niesterowanego przez ratusz rozwoju miasta. Nie ma w Warszawie ładu przestrzennego, bo nie przywrócono porządku własnościowego. Brakuje też logiki między inwestycjami w transport publiczny a rozwojem przyległych terenów. W centrum czy na Mokotowie można wyjść ze stacji metra pośrodku pustyni, mimo że to teren uzbrojony w komunikację publiczną i przez nią obsługiwany.

5. Warszawa straciła markę stolicy kultury. Nie ma znaczącego festiwalu, lekceważy światowych artystów, którzy tu tworzą, nie buduje gmachów, nie finansuje wydarzeń, w których można by się zakochać. Propaganda, PR, komercja – tak. Kultura – nie. Po siedmiu latach rządów PO stolica otworzyła puste Muzeum Historii Żydów Polskich, ale nie rozpoczęła nawet budowy Muzeum Historii Polski czy Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Dla stolicy w jej najnowszych dziejach najwięcej zrobił przedwojenny prezydent Stefan Starzyński. Wiedział, czuł, rozumiał. Chciał uczynić ją wielką i piękną. Nie mówił, żeby się w niej zakochać takiej, jaka jest, ale na miarę tamtych czasów nadał jej rozmach. Rozstrzygał konflikty, nie chował się za urzędnikami. Nie tylko w godzinie próby miał klasę przywódcy.

Po co nam referendum? Ktokolwiek będzie rządził Warszawą, musi wiedzieć, że jest alternatywa dla impotencji obecnej władzy. Jedno jest pewne: Hanna Gronkiewicz-Waltz może tylko próbować się zmienić.

Głosując za alternatywą dla Warszawy, budujemy porządek myślowy, z którym przyszły prezydent miasta – ktokolwiek nim zostanie – będzie się musiał liczyć. Sytuacja w stolicy jest rewolucyjna w klasycznym tego słowa znaczeniu: mamy złego prezydenta, który w ostatniej chwili próbuje się poprawić. Jeśli niemal dwie kadencje zostały już zmarnowane, to niech chociaż przez najbliższy rok do następnych wyborów znajdzie się ktoś, kto wie i potrafi. •

Czytaj także