Ekspert: Spodziewam się eskalacji napięć między Izraelem a Palestyną

Ekspert: Spodziewam się eskalacji napięć między Izraelem a Palestyną

Dodano: 
Paweł Rakowski
Paweł Rakowski Źródło: Radio Wnet
– Przyczyny nasilenia konfliktu są wielostopniowe. Mieliśmy do czynienia z napięciami w Jerozolimie już od kilku tygodni. Na początku miało to podłoże chuligańskie, a potem do tego doszła bardzo brutalna rzeczywistość – mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl Paweł Rakowski, ekspert ds. Bliskiego Wschodu.

Od poniedziałku trwa wzmożona wymiana ognia pomiędzy Izraelem a Hamasem. Wciąż wzrasta też liczba ofiar śmiertelnych. Z czego wynika ta eskalacja konfliktu?

Paweł Rakowski: Przyczyny nasilenia konfliktu są wielostopniowe. Mieliśmy do czynienia z napięciami w Jerozolimie już od kilku tygodni. Na początku miało to podłoże chuligańskie, a potem do tego doszła bardzo brutalna rzeczywistość.

To znaczy?

Szereg nieruchomości w dzielnicy Sheik jarrah było przyjmowanych przez żydowskich ekstremistów. To oczywiście wywołało ogromne niepokoje. Zostały one następnie przeniesione na bardzo newralgiczny obszar, czyli Wzgórze Świątynne, na którym znajdują się święte dla islamu meczety. W tym miejscu żydowscy radykałowie upatrują miejsce pod swoją przyszłą Trzecią Świątynię i uważają, że właśnie tam ona kiedyś powstanie. Widzimy też ważną kwestię, jeżeli chodzi o sprawy czysto polityczne. Do tych wszystkich napięć w Świętym Mieście doszły kwestie palestyńskich wyborów, które się nie odbędą. Poza tym, wśród Palestyńczyków panuje ogromne rozgoryczenie z powodu jawnego już braku zainteresowania ich losem ze strony świata arabskiego, co jest bardzo istotne. W Izraelu również obecnie nie ma rządu. W takich warunkach doszło do najtragiczniejszej z możliwych sytuacji, nie ma mianowicie żadnej reprezentacji politycznej, która mogłaby w pewien sposób doprowadzić do deeskalacji napięcia. Zdaniem mediów, szczególnie arabskich, pojawia się już zapowiedź trzeciej intifady, czyli powstania Palestyńczyków przeciwko Izraelowi. Dwie poprzednie intifady już były, pierwsza wybuchła w 1987 roku, a druga w 2000 roku. Obecnie to słowo niestety znowu się pojawia w kontekście bieżących niepokojów.

Izraelscy politycy porównują w swoich wypowiedziach medialnych Hamas do Państwa Islamskiego. Czy Pańskim zdaniem jest to właściwe porównanie?

To jakieś nieporozumienie. Różnica pomiędzy ISIS a Hamasem jest bardzo duża. Państwo Islamskie chce stworzyć kalifat, Hamas natomiast dąży do powstania islamskiej Palestyny, która kiedyś mogłaby zostać częścią kalifatu. Jest to znaczna różnica, ponieważ z uwagi na brak własnego państwa bardziej uniwersalne koncepcje na ten moment nie interesują Palestyńczyków. Gdyby tę sytuację porównać do historii Polski, różnica pomiędzy Hasem i ISIS wygląda podobnie do różnicy PPS i SDKPiL. Hamas w pierwszej kolejności stawia na niepodległość Palestyny, oczywiście w duchu islamskim, a aspekt międzynarodowy jest na pozostawiony na dalszy plan. ISIS uważa natomiast istnienie państwa palestyńskiego za niepotrzebne. W trakcie tragicznego czasu wojny, który ogarnął Syrię, Iran i Irak, w Palestynie koncepcja Państwa Islamskiego nie znalazła zainteresowania.

Wspomniał Pan o kryzysie politycznym w Izraelu. Jakie ma to znaczenie dla eskalacji tego konfliktu?

Według ostatnich kombinacji może powstać rząd powołany przez Naftalego Benneta i Yaira Lapida. Co zrozumiałe, nie mają oni takiego doświadczenia politycznego jak Benjamin Netanjahu. Na pewno nie będą zaczynali swojego urzędowania od tak newralgicznej sprawy, którą jest uregulowanie kwestii palestyńskiej. Porozumienie z Palestyńczykami i tak będzie wymagało pewnego rodzaju kompromisów. Nie wiemy, jak długo przetrwa ten rząd, ale na pewno nie będzie on w stanie przeprowadzić kluczowych, a dla ekstremistów żydowskich wręcz niedopuszczalnych koncesji. Z drugiej strony widzimy, że brak palestyńskich wyborów przekreśla w pewnym sensie politykę amerykańską. Obecna administracja Joe Bidena stawiała na to, że negocjacje izraelsko-palestyńskie muszą się odbyć w sposób bezpośredni, co stanowi zaprzeczenie polityki Donalda Trumpa, który uważał, że Autonomia Palestyńska jest w ogóle niepotrzebna. Miał pod tym względem rację, ponieważ od 15 lat nie ma tam wyborów, a ekipa prezydenta Mahmuda Abbasa nie ma autorytetu i mandatu społecznego. Sprawia to, że nie jest odpowiednim partnerem do rozmów. Mamy zatem sytuację najgorszą z możliwych, tzn. nie ma jakichś politycznych ośrodków, które mogłyby doprowadzić do załagodzenia sytuacji.

Czy mimo to jest nadzieja na opanowanie tej sytuacji w najbliższych tygodniach?

Niestety kalendarz jest bardzo napięty. W czwartek przypada Nakba Day, czyli święto niepodległości Izraela. Żydzi obchodzą je według własnego kalendarza jako datę ruchomą. U Palestyńczyków natomiast przypada ono 14 maja. Co roku jest to czas zamieszek i demonstracji. Pamiętajmy, że dla Palestyńczyków, niezależnie od tego, jakie mają obywatelstwo i po której stronie granicy mieszkają, to święto przypomina dramatyczne wydarzenia z 1948 roku. Do tego należy dodać koniec ramadanu, czyli Eid. To też jest czas, kiedy dochodzi do zwiększenia radykalizmów. W najbliższych tygodniach nie możemy zatem spodziewać się załagodzenia sytuacji. Wręcz przeciwnie, wiele wskazuje na to, że może dojść do jeszcze większej eskalacji konfliktu.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także