Ornitologia terapeutyczna, czyli powrót do rzeczywistości
  • Wojciech GolonkaAutor:Wojciech Golonka

Ornitologia terapeutyczna, czyli powrót do rzeczywistości

Dodano: 
Rzeka Ganges, zdjęcie ilustracyjne
Rzeka Ganges, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay
Z prof. dr. hab. Piotrem Tryjanowskim, współautorem „Ornitologii terapeutycznej” (Bogucki Wydawnictwo Naukowe, Poznań 2021) rozmawiał Wojciech Golonka.

O „Ornitologii terapeutycznej” rozpisują się media, a pierwszy nakład wyczerpał się w kilka miesięcy. Dlaczego niszowa, specjalistyczna tematyka budzi takie zainteresowanie?

Piotr Tryjanowski: Przyznam, że dla nas autorów, jak i dla wydawcy jest to naprawdę miłe zaskoczenie. W końcu jest to książka z zacięciem naukowym, dla wielu pewnie dość hermetyczna, tymczasem doczekała się nie tylko profesjonalnych recenzji w pismach medycznych czy psychologicznych, ale także szerszych opowieści na portalach przyrodniczych, kulturalnych, a nawet – jak to się teraz mówi – life-stylowych. Najprawdopodobniej to efekt zbiegu wielu czynników. Od przynajmniej kilku lat widzimy pewien powrót do przyrody. Troszkę się śmieję, że to taki re-branding; ile czasu i wody w rzekach musi upłynąć byśmy zaczęli dostrzegać wartość porządnego, spokojnego, poukładanego w rytm przyrody życia? Wieszczę, że ptasie terapie to początek pewnej drogi. Temu wszystkiemu jeszcze służy sprawa COVID-19. Ludzie pozamykani w domach, na początku nawet mający utrudniony kontakt z przyrodą (przypomnijmy choćby pozamykane lasy…), chyba zaczęli wyraźnie dostrzegać, że obcowanie z nią pozwala odzyskać pewien spokój ducha, nabrać sił fizycznych i psychicznych. A to właśnie ptaki, jak żaden inny przyrodniczy element, przypominały nam swym życiem wolność i normalność. Z drugiej zaś strony ciągłe przebywanie w domach spowodowało wiele problemów psychicznych, począwszy od uzależnień behawioralnych od komputerów, po problemy z nadwagą etc. Cóż, w tych wszystkich okolicznościach spacer z lornetką może stanowić rzeczywiste remedium, choć nie mówię, że jedyne i najważniejsze.

Czyli potrzeba było biologa z psychiatrą, aby odkryć, że obcowanie z przyrodą wpływa pozytywnie na człowieka?

A czy potrzeba dietetyków by zrozumieć jak ważne jest racjonalne odżywianie? A jednak powstaje mnóstwo książek o tym, jak, co i kiedy jeść i się tym cieszyć. Chyba wszystko przez to, że człowiek współczesny oderwał się od rzeczywistości, której wszak przyroda – znajomość jej praw i powiązań – stanowiła integralny i bardzo ważny składnik. Wtedy wchodzimy my, starsi panowie… cali na biało (śmiech). Bo rzeczywiście, to, co było oczywistością dla pokolenia naszych dziadków, gdzieś w dobie galopującej industrializacji, globalizacji, urbanizacji i szeregu innych procesów społecznych, zostało utracone. Kiedyś znajomość przyrody, w tym ptaków była wręcz niezbędne do przeżycia. Stąd dawny podział na gatunki pożyteczne i szkodliwe. Dzisiaj wiemy, że kontakt z przyrodą jest niezbędny, zarówno dla ciała, jak i ducha. Wiedzieli to mnisi chrześcijańscy, ale paradoksalnie i twórcy pierwszych szpitali psychiatrycznych. Podejrzewam, że wychodzili zresztą ze spójnej, byśmy nawet powiedzieli holistycznej wizji świata. Współczesny człowiek nie ma podstaw myślenia filozoficznego, często nim nawet gardzi, a chce „szkiełka i oka”. No to mu je podajemy, niczym lekarz przepisujący receptę. Odwołując się nie do filozofii, choć jej nie unikamy, ale właśnie do wycinkowych badań naukowych, z konkretami, liczbami, przykładami. To był zresztą unikalny model współpracy biologa–ornitologa i lekarza psychiatry.

Rzeczywiście, „holistyczne” i wielopoziomowe spojrzenie to mocny atut tej nietypowej współpracy. Do jakich konkluzji doszli więc panowie w „białych fartuchach”?

Panowie piszący książkę doszli do wniosku, że gdyby ludzie więcej czasu spędzali wśród natury, m.in. obserwując ptaki, to inni panowie w białych fartuchach – lekarze – mieli by znacznie mniej pracy. Wypatrywanie ptaków, oznaczanie ich przynależności gatunkowej, zapamiętywanie dźwięków, wyglądu, nazw – to wszystko świetny trening, praca na rzecz zdrowia fizycznego, jak i psychicznego. W tym pierwszym przypadku chodzi przede wszystkim o poprawę pracy układu krążenia, stawów i więzadeł, czy nawet pracy jelit – wszystko to związane jest z ruchem na świeżym powietrzu. Z kolei w przypadku zdrowia psychicznego to redukcja stresu, ale też poprawa pamięci czy znaczące zwiększenie komfortu snu. Dla mnie bardzo ciekawe były badania pokazujące, że lekarze parający się ornitologią amatorską, sami poprawiają swój stan zdrowia, a to także wpływa na ich kontakt z pacjentami, poprawę stawianych diagnoz i inne. Nawet w bardzo ciężkich przypadkach – po operacjach kardiologicznych i onkologicznych – obserwacje ptaków przynosiły znaczącą poprawę.

To zapytam jak prawdziwy laik: czy ptak ma dobrze wygląda, czy raczej lepiej śpiewać by okazać się skutecznym terapeutą?

Trudno uznać, która z cech ptaków – śpiew czy wygląd – odpowiada za ich terapeutyczną „właściwość”. To przede wszystkim kombinacja obu z nich, połączona z zapachem lasu czy skoszonej łąki, które towarzyszą nam w czasie ornitologicznych wypraw. Raz jeszcze, chodzi o holistyczne, a poprawniej mówiąc: multisensoryczne doznania. Powtórzę się więc: coś, co było chlebem powszednim dla naszych dziadków, a zostało zagubione... Oczywiście bywają różne próby odnalezienia na nowo tej równowagi, czasem rozpaczliwe, kompletnie pozbawione umiaru czy roztropności, gdy z pobytu wśród natury próbuje się tworzyć nie tylko ideologię, ale nawet swoistą religię…

Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani żną; nie mają piwnic ani spichlerzy, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy niż ptaki!” – to słowa Chrystusa w Ewangelii św. Łukasza. Człowiek w centrum przyrody i ekologii?

To po części wątek dla filozofów i teologów, ale już z samej perspektywy wiedzy ornitologicznej – w tym ornitologii terapeutycznej – myśl ta jest fascynująca. Zresztą nawiązań w Biblii do ptaków, które na dobre zagnieździły się w naszej kulturze i języku, jest całe mnóstwo, choć pewnie to temat na osobną książkę czy choćby rozmowę. Wracając jednak do wskazanego cytatu, to rzeczywiście niejako pozycjonuje on nasze relacje także z ptakami. W perspektywie metafizycznej wyrabia ufność wobec Opatrzności, ale konkretnie, nawet patrząc na to, co lata beztrosko na nieboskłonie, dostajemy wskazówkę, że czasami trzeba oderwać się od codziennych trosk, potrzeby pogoni za pieniądzem i napełniania spichlerzy, aby zrobić sobie pauzę na refleksje. Głęboko wierze, że obserwacje ptaków i w tym mogą pomóc.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także